Dla nikogo nie być świnią
Piszę te słowa nazajutrz po odejściu Stanisława Lema. Dzień jak codzień, wydaje się, choć przecież zabrakło wśród nas kolejnego głosu rozsądku. A nowe się nie rodzą. Szczerze boję się czasu kiedy zostaniemy na świecie sami, grupa przerażonych normalnych ludzi, zagłuszona tłumem oszołomów.
Gazeta Wyborcza pisze: "Gdy weźmiemy do ręki dzisiejszą gazetę i będziemy czytać o problemach z terroryzmem, kontrolą internetu czy żywnością transgeniczną, trudno nam będzie znaleźć jakiś temat, którego Stanisław Lem nie przewidział. Wszyscy dziś żyjemy w jednej z jego powieści". Nie zamierzam udawać, że ze mnie wielki znawca literatury Lema. Że znam na wyrywki "Solaris", czytam sobie wieczorami "Bajki robotów", że zachwycają mnie "Opowieści o pilocie Pirxie". Wcale nie. Brakuje mi jedynie refleksji kiedy żegnamy ludzi, którzy coś znaczą.
Dzień po pożegnaniu Mistrza wygląda identycznie jak poprzednie. Błoto świetnie trzyma się marynarek polityków, rządzący wciąż mistrzowsko posługują się językiem Goebbelsa, bez chwili wytchnienia aplikują nam słowowstrząsy, tarmoszą nasze głowy choć już nie mamy ochoty ich oglądać. Nikt się nie zatrzymuje, nie stara zapytać kto nam teraz będzie pokazywał inną stronę świata. Ludzie jedną ręką palą w internecie "świeczki" za duszę Zmarłego, drugą dopisują sobie takie zdania: "powodzenia dumo polskiej kultury" - pisze niejaki t-mon. "Bardzo się mylisz" - prostuje go barb25. "Stanisław Lem był w 100 % Żydem z pochodzenia".
W swoich zapiskach mam jedynie garść cytatów ze Stanisława Lema. Wśród nich ten najprostszy, esencja mądrości. Lem mówił tak: "Stworzyłem sobie własny, minimalistyczny kodeks etyczny: staram się zachowywać po prostu przyzwoicie i dla nikogo nie być świnią".