27 czerwca 2006


Udanych wakacji. Niech Panstwo jak najczesciej bladza takimi samotnymi ulicami. I wypoczna jak najskuteczniej. Licze na nasze sierpniowe spotkanie.

21 czerwca 2006

Burek Kurski

Kompletna bzdura! Jacek Kurski to żaden bullterrier. To zwykły mieszaniec jest. Mieszaniec polski. Głuchy ale słyszy, ślepy ale widzi, głupi ale mądry. Egzemplarz w istocie wybitny jednak tylko dlatego, że gdzie nie spojrzy, gdzie ucha nie nadstawi, gdzie nie pomyśli tam trafia na siebie. Kurski jest wykoślawionym przykładem dojrzałego narcyza. Przepraszam jeśli obraziłem kogoś tym przymiotnikiem.

Na stronie miłośników bullterrierów wyczytałem, że psy te są "jak dziecko, wymagające ciągłej bliskości swoich najbliższych, potrafiące godzinami bawić się i wygłupiać, od czasu do czasu urządzając sobie przebiegi po mieszkaniu, odbijając się od wszystkich ścian i mebli". Zgoda, jazdy po bandzie, w których bryluje Kurski są typowe dla bullterriera ale już mielenie ozorem dla samego mielenia każą nam zakwalifikować go do burka pospolitego.

Wizja Kurskiego wygląda w skrócie tak: usłyszał, że PZU wymyśliło hasło "Stop wariatom drogowym". Psychiatrzy (im chyba też potrzebna kozetka) uznali, że to hasło obraża wariatów i poprosili PZU o rezygnację z akcji. Firma posłuchała i ponoć za bezcen odsprzedała miejsca na plakaty "prezydentowi Tuskowi". Platforma - jak zawsze ostatnio - spóźniona jak diabli odpowiedziała, że zamiast wariatów wisiał kandydat Lech Kaczyński... Sprawdza wszystko prokuratura. I nawet jeśli Ziobro i jego ludzie robią wokół tego cyrk nie z tej ziemi (jak to mają w medialnym zwyczaju) poczekajmy aż prokuratorzy skończą robotę. Nie chodzi bowiem o to, żeby oczyścić Platformę, chodzi o najprostszy standard: politykę z najmniejszą ilością błota.

Problem Jacka Kurskiego polega na wyznawanej przez niego zasadzie: mam język, to go używam. Tylko, że rozum, który przecież nie jest zbyt oddalony od jęzora, powinien wyprzedzać słowo o metr. Wtedy wszystkim żyłoby się przyjemniej. Rozum podpowiadałby: to, że umiesz mówić, nie znaczy, że masz bredzić na prawo i lewo. Tym bardziej, że z konsekwencjami dla polskich bredotów kiepsko. Są wyjęci spod prawa.

Jednym słowem: stop wariatom z pisu! Mieszańcowi Kurskiemu dodatkowo mówimy: siad!

19 czerwca 2006


Juz nie pamietam czy byla cisza przed burza, czy deszcz wlasnie ustal...

15 czerwca 2006

...


Kiedy miasto nagle zwalnia


Topi się w upale

Kiedy zaczynają pachnieć truskawki

Jest czas położyć się pod lasem wśród stokrotek

Kiedy nie trzeba robić nic wielkiego

Cały sens znaleźć w patrzeniu sobie w oczy

Kiedy cichną napędzane codziennością wyzwania

Największą sztuką staje się życie samemu w świecie dla dwojga



13 czerwca 2006

Frustracja polska

Wszyscy bawimy się teraz w kibiców. I choć my nas - nie mylić z Janas - na mundialu już prawie nie widzimy dalej przestępujemy z nogi na nogę przed kolejnym występem. Problem polega jednak na tym, że traktujemy mistrzostwa jak wizytę u psychiatry, gdzie receptę i tak wypiszemy sobie sami. Jak będziemy wygrywać to uznamy, że narodowa frustracja została zaleczona, jak przegramy wyjdzie, że Polska to beznadziejny przypadek.

Każdy z nas, kto otarł się o przedszkole zna to dziecinne wsypywanie kolegów: "pse pani, a on mi nie kce dać piłki". Minione dni pokazały, że grupą w stanie przykrego napięcia emocjonalnego związanego z niemożnością zaspokojenia jakiejś potrzeby (frustracja) są najczęściej dziennikarze. Kibice bowiem (ci prawdziwi) pojechali do Niemiec, obejrzeli mecz, popłakali i są gotowi wspierać naszych dalej. Dziennikarze zachowują się jak przedszkolaki. Cały weekend tupali nóżkami, że trener do nich nie wyszedł, że śmiał dać sobie i piłkarzom dzień wolny, że nie skomentował, że nie burknął nawet, że im nie pomachał, gbur jeden, no! Zawsze byłem przeciwny publicznemu masowaniu się dziennikarzy swoimi problemami z brakiem rozmówcy, liczbą kolegów, którzy wpadli relacjonować tę samą imprezę. Teraz, mam wrażenie, jest (była?) kulminacja tej dziecinady.

Zgadzam się z trenerem Ekwadoru, że mundial to nie tylko kopanie piłki, ale i wielkie święto fanów. O ile jednak oni mieli co świętować, my mieliśmy nad czym pracować. W tym sensie nie ma się co czepiać trenera Janasa, że mało mówi, mało pokazuje i nie kokietuje dziennikarzy. Podkreślam: w tym sensie! To nie jest maskotka mistrzostw, żeby był na każde skinienie żurnalistów. Pół poniedziałkowej konferencji dziennikarze stracili na pytanie trenera dlaczego go nie było, jak go nie było. Odpowiadał, że skoro nie musiał, to go nie było. Nie przekonał nikogo, pytanie powracało jak mantra. No ale skoro każda telewizja, każde radio, każda gazeta nakręcały się wzajemnie lamentem, że im trener wsiąknął, trzeba było postawić na swoim.

W tym samym czasie w Warszawie niejaki Roman Giertych, który bez powodzenia udaje ministra edukacji nawoływał do "parlamentarnej i narodowej debaty nad stanem polskiej piłki nożnej". I, jak to on, w swoim ślepym monologu zapowiadał, że ludzi do reprezentacji powinno wybierać "państwo". Niedługo to "państwo" zajmie się również dobieraniem koloru zasłon w naszych sypialniach, ułoży nam program telewizyjny, wybierze płyty, których mamy słuchać, książki, których pod żadnym pozorem nie możemy ruszać i zdecyduje ile razy mamy podcierać tyłek w toalecie, żeby papieru wystaczyło także dla nie-inteligencji.

Przepraszam, poniosło mnie. Wracając do "mundialowego" wystąpienia polskich dziennikarzy do spółki z ministrem Giertychem, myślę, że gdyby ktoś wcześniej nie ogłosił Mistrzostw Świata w piłce nożnej zrobiliby to Polacy. Nic bowiem tak nie koi frustracji frustrata, jak celowe pogłębianie swojego stanu.



11 czerwca 2006


Warszawa 9.6.2006

10 czerwca 2006


Warszawa 9.6.2006

Szedłem na ten koncert dla jednego utworu. Ponieważ panowie z DM mieli inne plany, domowymi sposobami próbuję sobie wyobrazić jakby to wtedy zagrało...

If you've been hiding from love
I can understand where you're coming from

If you've suffered enough
I can understand what you're thinking of
I can see the pain that you're frightened of

And I'm only here
To bring you free love
Let's make it clear
That this is free love
No hidden catch
No strings attached
Just free love

I've been running like you
Now you understand why I'm running scared

I've been searching for truth
And I haven't been getting anywhere
No I haven't been getting anywhere

And I'm only here
To bring you free love
Let's make it clear
That this is free love
No hidden catch
No strings attached
Just free love

Hey girl
You've got to take this moment
Then let it slip away
Let go of complicated feelings
Then there's no price to pay

We've been running from love
And we don't know what we're doing here
No we don't know what we're doing here

We're only here
Sharing our free love
Let's make it clear
That this is free love
No hidden catch
No strings attached
Just free love
No hidden catch
No strings attached
Just free love...

09 czerwca 2006


Zazdroszczę Janowi Jakubowi Kolskiemu wyobraźni. Pisze ładne scenariusze. Robi bardzo pogodne filmy.


Choć żeby wymyślić, i tym bardziej zrozumieć, poniższe zdanie z filmu "Jasminum" trzeba jedynie mieć serce.


Jasminum - zapach miłości.


Uważaj, bo może bardzo zranić.

Nigdy się nim nie baw...

06 czerwca 2006

Bez tytułu

Udowodniono mi ostatnio, że świat może stanąć na głowie w jednej chwili. Wiem dziś, niestety, że nawet rzecz najtrwalsza z najtrwalszych może, ot tak, w ułamku sekundy rozpaść się na miliony kawałków nie do pozbierania. I nie do zrozumienia. Nie brnę w tym tekście dalej w siebie, stawiam kropkę, bo przecież każdy ma swój koniec świata. Nawet sam świat.

Nigdy nie byłem w Holandii, słyszałem jedynie i czytałem, że to naród o cesze mocno znienawidzonej teraz nad Wisłą: liberalny do bólu. To Holendrzy pierwsi pokazywali reszcie Europy co znaczy wolność w najczystszej postaci. Legalizowali eutanazję, prostytucję, małżeństwa homoseksualne. Najnowszy pomysł jest porażający. Holenderscy pedofile założyli partię polityczną, która ma im pomóc zalegalizować seks z dziećmi. Partia o skrajnie cynicznej nazwie: "Dobroczynność, Wolność i Różnorodność". Co można zrobić, skoro demokracja daje pedofilom prawo do takiej działalności? Wściec się, spalić w centrum Amsterdamu, podciąć sobie żyły nad gazetą z artykułem o tym? Zrobić nie można nic.

Zostaje czekać aż idea holenderskich pedofilów "robię, co chcę, bo mogę" rozleje się po świecie. Psychicznie chorzy założą partię, która pomoże im załatwić powrót do świata normalnych (zakładam, że taki istnieje) na długo przed końcem leczenia, partia gwałcicieli przepchnie przez parlamenty ustawę o obowiązkowych spotkaniach ich ludzi z pokrzywdzonymi, ugrupowanie zdradzonych małżonków dostanie prawną zgodę na odstrzelenie konkurencji, partia więźniów wywalczy dla nich zgodę na cotygodniową wymianę obowiązków z klawiszami, otyli dostaną - dzięki wpływom swojej partii - nakaz karmienia anorektyków, wreszcie partia samobójców wymusi u Boga obowiązek ich zbawienia.

W demokracji większość może wszystko - doświadczają tego nie tylko Holendrzy. Durna większość może wszystko, co najgorsze, bo jest pozbawiona odruchu refleksji. Zastanawia mnie, skoro wiemy od lat, że "demokracja jest najgorszą formą rządu, ale nikt nie wymyślił lepszej", dlaczego nikt nie reaguje choćby tylko na jej dewiacje?