28 marca 2007



Można spełniać marzenie Giertycha i krzyczeć na ulicy przeciwko aborcji.
Tylko czy zasłużył żeby mu robić dobrze?
Można na jego wezwanie uwsteczniać myśli i życie.
Ale po co się krzywdzić?
Można też bez niczyjej namowy zerknąć przed siebie.
Wiosna przyszła...

26 marca 2007

Józiolenie

Podoba mi się prostota z jaką patrzy na świat Józef Oleksy. Studenci politologii, podejrzewam, miesiącami muszą wkuwać nazwiska różnych działaczy, zapamiętywać ich funkcje, a Oleksy bez trudu sypie jak z rękawa także krótkimi opisami każdej z osób. Że narcyz, nie-lingwista, buc, złodziej, a najczęściej zwykły, żeby nie powiedzieć prosty, ch....

Czarzasty i Urban nie dziwią się językowi Oleksego, kręcą jedynie nosem, że wszyscy mogą to czytać i słuchać. „Józiolenie“, jak mówi Miller senior, było znane w środowisku ale nigdy tylu ciekawostek na raz w jednym miejscu! Moim zdaniem mokradlany klimat i bagienne słownictwo nie są zarezerwowane li tylko dla lewicy. Jak słusznie zauważył Oleksy, gdyby nagrać partyjne, piknikowe, imieninowo-urodzinowe, a nawet (to już moja obserwacja) komunijne i weselne Polaków rozmowy k… i ch… nie byłoby wcale mniej.

Nie wierzę, że podział jest tak prosty, że lewica rozmawia o polityce przy wódce, a prawica dyskutuje nad wodą święconą i przy mszalnym winie. Przed taśmami Gudzowaty-Oleksy były przecież inne: Michnika z Rywinem, Gudzowatego z Michnikiem, Lipińskiego z Beger i Beger z Mojzesowiczem. Na każdym z nagrań znalazłaby się jakaś k… i ch…. Stylu nie zmieni się w chwili, wnioski można wyciągnąć znacznie szybciej.

Księgarze alarmują, że połowa Polaków nie czyta książek. To się wkrótce może zmienić. Trzeba tylko przekonać ochroniarza Gudzowatego do drukowanej wersji rozmów szefa.

20 marca 2007

Polski rozkrok

Nawet w tak błahej (wydawać by się mogło) sprawie jak wiosna, Polska jest podzielona. Na górze (mapy) kwitną krokusy, u dołu stoi bałwan (choć on w naszych warunkach jest wyjątkowo mobilny). Zresztą ulubiona pozycja Polski, od ładnych kilkunastu miesięcy, to stanie w rozkroku. Aż dziw bierze, że nikt nam jeszcze nie pokiereszował krocza.

Wszystko jest u nas „na dwa“. W oczywisty sposób miłośnicy rządu konkurują z przeciwnikami, Toruń walczy z resztą Polski, lewa strona Sejmu (stojąc twarzą do marszałka) strzyka jadem na prawą (i odwrotnie), homoseksualiści mają na pieńku z wiceministrem edukacji, intelektualiści nie mają czego szukać u premiera. Gnoimy się wzajemnie aż miło.

Sartre (co przypomina Unger) mówił, że intelektualista to ten, który miesza się w nie swoje sprawy, a Camus dodawał, że rolą intelektualisty jest występować w imieniu tych, którzy mówić nie mogą. Polskę poznać po tym, że nawet intelektualiści dzielą się tu na bardziej i mniej zintelektualizowanych. Słowem - stoimy na głowie i nogach jednocześnie. Co dla jednych intelektualistów jest „oczywistą oczywistością“, dla innych przypomina „przejściową dyktaturę“.

Nawet przywódcy tych dwóch polskich światów wyglądają na zagubionych w rzeczywistości. Zagoniony przez zastępców w kozi róg premier ogłasza nowe rozdanie przy dźwiękach Portuondo i Segundo z kraju Castro. Złe nuty stwarzają oczywisty obciach ale nikt tego nie słyszy. Szefa PO za późno zapraszają na debatę „quo vadis Tusku“. I nawet jeśli winna jest poczta, to lekceważenie szefa nie pomaga Platformie wybić się na normalność. Zresztą pojęcie takie u nas nie występuje.

Potykamy się dzień w dzień o dwa mało kuszące światy. Żyjemy bez nadziei, że poparcie któregokolwiek z nich zamieni nasze życie choćby na odrobinę lepsze. Parafrazując ludowego klasyka beznadzieja trwa i trwa mać.

19 marca 2007



Wiosna to czas budowy i ucieczki... do przodu
Chciałbym wrócić i sprawdzić czy ktoś zamienił ten budynek w Dom
Czy wprawił okna, podniósł strop
Czy mieszkańcy mają wreszcie dach nad głową
Czy są na wiosnę spokojni...

13 marca 2007

Nie wygra nikt

Dotąd dzieliła ich tylko władza. Nagle podzielili się sami. Lustracja, z definicji, różni ludzi w Polsce od kilkunastu lat. Ostatnio, niestety, z nową siłą. Wszystko wskazuje na to, że Rów Mariański, tak pielęgnowany we współczesnej Polsce, jeszcze długo będzie pogłębiany.

Szczęśliwie nikt mnie nie zaprzęga do tej roboty, ani ja sam siebie do łopaty nie gonię. Pierwszy raz w życiu jestem wdzięczny Eli i Jankowi, że robili tak, żebym na świat za szybko nie przyszedł. Dzięki nim nie stoję dziś przed wyborem: lustrować się czy nie.

Dwie gazety, dwa listy, dwa obozy. Nie wiem czy rozumiem ich racje. Napisałem nawet przed chwilą, że mam to gdzieś. Ale nie mam. Skreśliłem. Boję się, że przeciwnicy, walcząc o honor, narażą się na zarzut „wywyższenia“ (już to słyszą), a zwolennicy pomogą władzy walić w pierwszych jak w bęben. Nikt nie wygra.

Od kilkunastu miesięcy w każdym tak fundamentalnym sporze w kraju (a dzięki nowej władzy przestaliśmy się kłócić o pierdoły) argumenty stoją w kącie. Na pierwszym planie są emocje. Kto lepiej na nich zagra, ten zwycięży. Na chwilę.

Co mają robić ludzie, którzy spóźnili się na lustrację o rok-trzy-sześć lat? Rozmawiać o przyszłości? Sami?

06 marca 2007

Jutrzenka na miarę czasów

Nigdy nie myślałem o rozwodzie z pisaniem. Zbytnio je sobie cenię. Tym bardziej, że publikowanie w internecie zapewnia dziś błyskawiczny, bezpośredni kontakt z Czytelnikami. Liczę się z Państwa zdaniem, pomaga mi widzieć szerzej. Nadszedł jednak czas zmian.

Nowe zadania w pracy zmuszają mnie do zweryfikowania swojego spojrzenia na pisarskie opisy IV RP. Ja nie jestem publicystą, nie bawię się piórem komentatora. Najbliżej mi do felietonu ale w nowych warunkach moim zadaniem jest przedstawiać opinię każdej ze stron sporu, ocenę zostawiając Widzom.

Nigdy nie zmuszałem się do krytyki IV RP, nigdy nie pisałem o szaleństwach tej władzy „bo tak“, zawsze był ku temu powód. Od dziś jednak Czytelnicy nie znajdą tu żadnego złego słowa o rządzącej krajem Rodzinie. Chcę spróbować być krytycznym bez krytyki. Słodzić ale być gorzkim. Krzyczeć ale szeptem. Wierzę, że skoro przed laty krytyka kierownictwa państwa była znacznie mniej dostępna, ale jednak była, to teraz też powinno się udać. Oczywiście tylko wtedy, kiedy Pierwsza Rodzina na to zasłuży.

W tym tygodniu na przykład mógłbym wykpić córczane żale panny Urbańskiej, które sprowokowały jej ojca do zabrania się za TVP. Mógłbym oblać jadem kłótnię premiera z wicepremierem o zakaz aborcji i homoseksualistów. Powinienem też żartować sobie w najlepsze, że geniusz strategii dał się wykiwać słabszemu przeciwnikowi i wystraszył się jego dymisji. Ale nie trzeba o tym pisać. Sam Jarosław Kaczyński wyśmiał wszystko przy dziennikarzach.

Panie prezesie melduję wyrzucenie komentarza. Dziękuję za pomoc.