26 czerwca 2007

Lektyka została w garażu

Mistrz cynizmu przemówił. „Moją wrażliwość pielęgnują i codziennie podlewają chamstwo, zidiocenie, kurewstwo i hipokryzja“. To Janusz Głowacki tak uroczo odpowiada na pytanie o jego delikatność skrywaną pod kombinezonem supermana.

Współczesna Polska jest miejscem, w którym wrażliwość trzeba dobrze ukryć. Najlepiej brać przykład z najlepszego obywatela. Ponieważ zliczanie pozytywnych cech premiera jest dla prostego pismaka zadaniem zbyt obciążającym, o jednej tylko wspomnę – asertywność. „Niezjedzenie kolacji to jeszcze nie głodówka“, mówił szef rządu słuchaczom w porze śniadania. Myślę, że mogło im się cofnąć. Tych o mocniejszych żołądkach pokonać mogła reszta wypowiedzi – przyrównanie kobiet w białych kitlach do przestępców, którzy chcą „rozmontować władzę“ (to już myśl równoległa brata premiera).

Na dworze braci panuje niesłychane oddanie – myślą, mową i czynem. Nie sądziłem, że znajdzie się ktoś, kto przekona szefa rządu, że zamiast obrażać i poniżać pielęgniarki może im (i sobie) udowodnić, że jest gentelmanem. Udało się – znaczy się można normalnie.

Nikomu korona z głowy nie spadła, ba nawet lektyki nie trzeba było wyprowadzać z garażu.

19 czerwca 2007

Banan wygrał z żytem (narazie)

Wyjątkowo słaby jestem z matematyki. Wstyd mówić, ale tak jest. Nawet jako bezczelny ignorant piłkarski wiem więcej o tym sporcie niż znam się na ukochanej dziedzinie Talesa z Miletu. We wszystko, co matematyczne wierzę na słowo.

I choć bracia Kaczyńscy, jako miłośnicy prawa, raczej nie są uczniami Talesa, ufam im, że Polska musi umrzeć za pierwiastek. Ba, dziękuję im (nie wiem, który ostatecznie do Brukseli wyruszy), że się odważyli na takie poświęcenie. Chwała za to braciom i prośba o więcej.

Matematyka zna przecież jeszcze iloraz, iloczyn, silnię, obwód, średnicę, pole powierzchni nie mówiąc o głupim odejmowaniu i dodawaniu. Okazji do umierania będzie więc jeszcze bez liku, wystarczy na wiele kolejnych unijnych szczytów.

W filmie „Jak obsługiwałem angielskiego króla“ jeden z bohaterów mówi, „my, Czesi, nie walczymy“. Najwyraźniej są na niebie i ziemi rzeczy, o których nie śniło się nawet Hrabalowi. Dziś Czesi mówią, że chcą umrzeć razem z Polską. Kiedy premierom Węgier i Słowacji wymsknęło się, że wolą aby Unia zajmowała się poważniejszymi sprawami usłyszeli od Jarosława Kaczyńskiego, że są za młodzi, żeby mówić takie rzeczy.

Inni mówią rzeczy jeszcze gorsze, że Kaczyńscy ślepo upierając się przy pierwiastku weszli na drzewo, z którego trudno im będzie zejść bez wstydu. Mam rozwiązanie. Powinni obrazić się, że Unia chce robić wódkę z bananów (nasza aktualna przegrana) i zbojkotować najbliższy szczyt. Taką postawę zrozumieliby wszyscy.

11 czerwca 2007

Pieprzenie równe i równiejsze

Mignęło mi przed nosem dwóch młodych polityków LPR. Nie wyglądają na swoje lata (29 i 25). Na oko są już po mutacji, choć głowy nie dam. Oburzali się na Marka Starybrata za wiadomą prośbę: „Roman, przestań pieprzyć“. Syknąłem rano przy głośniku. Odważnie, pomyślałem, żeby ci tylko chłopie głowy nie urwali.

Znam Marka bardzo dobrze, ale nie dlatego chcę go bronić.
Zawsze wyznawaliśmy zasadę, że słuchacza/widza nie można oszukiwać. Kiedy otwierają ci mikrofon, kiedy mówią „jesteś“ bądź sobą. Każdy fałsz zostanie wyłapany przez odbiorcę zanim postawisz kropkę. Marek mógł zamienić „pieprzenie“ na brednie, mijanie się z prawdą, lekceważenie inteligencji słuchaczy ale – zgadzam się i oburzam – Starybrat poszedł na skróty.

Wspomniani żołnierze Giertycha chcą kary dla Marka, kary dla radia, a przy okazji wysyłają sygnał: ważcie słowa żurnaliści, bo majestat władzy nietknięty ma być i basta. Nie rozumiem dlaczego w dobie „powstawania Polski z kolan“ przed światem żąda się w kraju od dziennikarzy by klęczeli. Oczywiście Marek mógł powiedzieć: drogi ministrze pięknie dziękuję za wizytę w studiu, zapraszamy w każdej wolnej chwili, ale Radio ZET nadaje z Warszawy, nie z Torunia.

Ciekawe czy w LPR równie żarliwie oburzali się na „złogi gierkowsko-gomułkowskie” i inną lotną myśl wiceprezesa Polskiego Radia Targalskiego, że „jak się puści w obozie koncentracyjnym miły głos, to też ludzie się z nim zżyją". Targalski właśnie wraca do pracy „zrehabilitowany” przez Radę Nadzorczą państwowej firmy, która nie uwierzyła poniżonym pracownikom. Szefowa RN PR (namaszczona przez PiS) uznała, że „Targalski ma taki styl”.

Wolę styl Marka. Wypowiedział to, co większość ma końcu języka. Ja też.

06 czerwca 2007

Emigrant

Nie umiem rozstrzygnąć, czy to politycy schamieli, czy ich język. Głowacki pisał jakiś czas temu także o scynicznieniu świata – to młodsze pojęcie, kuzyn buty. W naszej nowej rzeczywistości oba są mocno obecne i doskonale ukryte pod płaszczykiem inteligenckości. W końcu wielu mówi polityk a myśli inteligent.

Nie wiem kto pierwszy zaczął używać ostrego języka – czy opozycja ze strachu przed Kaczyńskimi, czy bracia w odpowiedzi na wiatr w żaglach, w które dęli wyborcy. Nieważne. Teraz to jest wzajemnie nakręcająca się spirala.

Jest Mengele w ustach ludzi Kamińskiego i nie ma sprzeciwu w ustach premiera. Przeciwnie – premier widzi w sprawie doktora G. demoralizację i degenerację. Jest zamordyzm w wystąpieniu Olejniczaka. Są oskarżenia prezydenta o profanowanie Auditorium Maximum przez sam fakt spotkania w niej przeciwników władzy. Jest wreszcie niezawodny senator Niesiołowski ze swoją zimną wojną domową.

Oczywiście można uznać, że polityka to nie jest spotkanie oazowe, niech się opluwają, problem w tym, że cała energia ginie w czasie wymiany ciosów, nikt nie robi kroku do przodu.

Nie wiem, kto zaczął, ale wiem kto podtrzymuje stan ciągłego napięcia przed walką. Z racji urzędu trzeci, ale z racji imienia i nazwiska pierwszy człowiek w państwie. Jarosław Kaczyński zachowuje się tak, jakby wpadł po osiemnastu latach na pustynię i sam sobie zlecił kopanie studni. Może to upał, a może zmęczenie powodują, że neguje wszystkich, którzy długo przed nim podjęli się podobnego zadania.

Ponoć szczyt chamstwa to zagłosować na PiS i wyjechać z kraju. Czasem się dziwię, że taki człowiek jak premier nie podzielił losu młodej emigracji.