Nad Morzem Śródziemnym byłam raz. W małej, przepełnionej przyjezdnymi mieścinie. Męcząca podróż, fatalne łazienki w "hotelu", masa turystów. Niesamowite ciepło, do którego mnie - wiecznie zmarzniętej, trudno się przyzwyczaić. Wszechograniające słońce, które polowało na jasną skórę, ale wiele nie wskórało (z córek młynarza ja pierwsza w kolejce), bo i szans wielkich nie miało - do tanga
trzeba dwojga. To miasteczko było chyba jedynym miejscem na świecie, w którym nie zmarzłam ani razu.. Kuchnia, w której zakochałam się na zabój. Wypiłam kilka (dosłownie) kaw w życiu. Najmilej wspominam pierwszą (magia pod każdym względem) i właśnie te
włoskie. Nie wiem, czy były "takie, jak trzeba", ale pyszne niewątpliwie. Lody, które jadłam, mając przed oczami włoską mafię (bohater książki uważał to za przysmak największy). Makarony maści wszelakiej, które mimo konsumpcji ciągłej nie dość, że nie poszły w biodra, to jeszcze z nich wypędziły co nieco (a lazania codziennie była na kolację - i gdzie tu sens?).
Morze? Morze najpiękniejsze było rankiem... Słońce znów obejmowało świat we władanie, plaża przez chwilę była niczyja, dzika i opuszczona... Pełna muszli, wodorostów i
1 Comments:
Nad Morzem Śródziemnym byłam raz. W małej, przepełnionej przyjezdnymi mieścinie.
Męcząca podróż, fatalne łazienki w "hotelu", masa turystów.
Niesamowite ciepło, do którego mnie - wiecznie zmarzniętej, trudno się przyzwyczaić.
Wszechograniające słońce, które polowało na jasną skórę, ale wiele nie wskórało (z córek młynarza ja pierwsza w kolejce), bo i szans wielkich nie miało - do tanga
trzeba dwojga.
To miasteczko było chyba jedynym miejscem na świecie, w którym nie zmarzłam ani razu..
Kuchnia, w której zakochałam się na zabój. Wypiłam kilka (dosłownie) kaw w życiu. Najmilej wspominam pierwszą (magia pod każdym względem) i właśnie te
włoskie. Nie wiem, czy były "takie, jak trzeba", ale pyszne niewątpliwie.
Lody, które jadłam, mając przed oczami włoską mafię (bohater książki uważał to za przysmak największy).
Makarony maści wszelakiej, które mimo konsumpcji ciągłej nie dość, że nie poszły w biodra, to jeszcze z nich wypędziły co nieco (a lazania codziennie była na kolację - i gdzie tu sens?).
Morze?
Morze najpiękniejsze było rankiem... Słońce znów obejmowało świat we władanie, plaża przez chwilę była niczyja, dzika i opuszczona... Pełna muszli, wodorostów i
słońca...
I do mnie wtedy należał świat...
Prześlij komentarz
<< Home