11 lipca 2005

Poniedziałek.

Zaczął się od niezwykłego spotkania z Bazyliką św. Piotra. Jest przepotężna. Warto być w niej jak najdłużej i zapamiętać jak najwięcej. Wnętrze wypełnia lekki półmrok. Tuż przy wejściu słynna "Pieta" Michała Anioła, zabezpieczona grubym, przezroczystym plastikiem. Całość to architektoniczny, rzeźbiarski i malarski majstersztyk. Żal, że tę największą chrześcijańską świątynię wielu turystów podziwia z kanapką w jednej, a komórką w drugiej ręce.

Ruszam na kopułę Bazyliki - dla rzymskiej panoramy, która czeka na szczycie, warto wejść na chwilę w skórę taternika. Potem spacer Aleją Pojednania na drugą stronę Tybru. Kierunek: Piazza Navona i Fontanna Czterech Rzek. Piesze wędrówki po Rzymie wymagają zdecydowania, bo inaczej przechodzenie na drugą stronę ulicy może zająć wieki. Na Piazza Navona docierają wszyscy, ale ten gwar ma swój urok. Trzy różniące się wielkością i pięknością fontanny obsiedli zmęczeni turyści i nachalni ciemnoskórzy handlarze okularami, torebkami i pistoletami na bańki mydlane. Krążą klauni i naganiacze licznych lokali. Przymykam oczy. Czuję zapach pieczonych na rogu kasztanów.

I znów tłok, i znów fontanna. Przed nią świątynia wszystkich bogów: zachowany w całości portyk z kilkunastoma granitowymi kolumnami, doklejony do rotundy. Wewnątrz tyle światła, ile wpada przez dziewięciometrowy otwór w potężnym sklepieniu. Nie trzeba być studentem architektury, żeby zachwycić się Panteonem.