11 lipca 2005

Sosna włoska, naturalny słoneczny parasol, skuteczny na każdej otwartej przestrzeni, pokaże się zaraz za lotniskiem i będzie jednym z pierwszych znaków szczególnych Rzymu. Leniwym popołudniem autobus wysadza mnie przed bramą kempingu Roma, po zachodniej stronie miasta, bardzo blisko Watykanu.

Później się rozpakuję, chcę jak najszybciej zobaczyć plac św. Piotra. Dla kogoś, kto jest w Rzymie pierwszy raz, chyba najlepszym sposobem na oswojenie się z miastem jest wieczorny spokojny spacer pod Bazyliką. Polecam Aleję Pojednania (Via della Conciliazione), przebitą za Mussoliniego z placu św. Piotra do Zamku św. Anioła. Z daleka zamek wygląda bardziej tajemniczo i zachęcająco niż z bliska. Wiele zniósł. Pierwotnie grobowiec, potem siedziba papieska, koszary, więzienie, dziś muzeum.

Na wprost wejścia piękny, stary (jak wszystko w Rzymie) most na Tybrze - Ponte Sant'Angelo, ze wspaniałymi figurami aniołów na balustradach. Kiedy przeszedłem na drugą stronę, zobaczyłem inny Rzym, ciaśniejszy, choć równie gwarny, też znany, choć mniej święty. Na każdym rogu niewielkie trattorie, pizzerie, gelaterie. Dla ducha znalazłem antykwariat, w którym mimo późnej pory ludzie czytali książki, kupowali upominki, jedli i pili. Był też otwarty na oścież sklep spożywczy prowadzony przez siwego Włocha. Namówił mnie na świeży chleb własnego wypieku. Starczyło na śniadanie i kanapki na cały drugi dzień wędrówek.