14 lutego 2007

Księżniczka Anna

Zakochałem się. Jest dość wysoką blondynką, mocno zbudowaną, chód ma zdecydowany, krok zamaszysty, skóra twarzy nieco pofałdowana. Znaki szczególne to: rozbiegany wzrok, piskliwy głos, długie zbieranie myśli. Księżniczkę Annę znałem od kilkunastu miesięcy ale dopiero niedawno zwróciła moją uwagę. We współczesnym świecie gradacja uczuć jest wprawdzie mocno rozchwiana ale nie mam wątpliwości – tak, to miłość.

Czym mnie ujęła? Szczerością (dziś faceci są tak mało wymagający). Porwała mi serce na początku tygodnia. Zmęczona podróżą do Brukseli mówiła: “jestem jednym z najbardziej aktywnych szefów dyplomacji po ’89 roku”. Czyż nie urocze? Bez wątpienia księżniczka Anna jest najostrzej atakowanym ministrem spraw zagranicznych w ostatnim szesnastoleciu. Można powiedzieć, że o ile na jej poprzednikach – bywało – wieszano psy, tak księżniczka Anna ma wokół szyi całe schronisko dla zwierząt.

Czy słusznie? Jako człowiekowi zakochanemu z trudem przychodzi mi do głowy cokolwiek krytycznego pod adresem obiektu westchnień. Miewam jedynie pretensje o zbyt częste unikanie przez Annę rozmowy. Z drugiej jednak strony – jest zarobiona. A to świeża strategia wyprowadzania z równowagi Moskwy, a to nowy front walki z Berlinem, albo nowe nuty do grania na nosie Brukseli.

Złośliwi mówią, że księżniczka Anna nie ma swojego zdania, że jej opinie to przedłużenie myśli prezydenta i premiera. Nie zgadzam się. Ona najwięcej mówi, kiedy milczy. Nie znam bardziej zamkniętych ust, które przekazywałyby tak wiele. Siła księżniczki Anny ukryta jest właśnie w tej sprzeczności.

Miałem sen – potwierdzenie, że ulokowałem uczucia w kobiecie najsilniejszej z silnych. Oto na konferencji w Monachium kończyło się głośne “szpiegowskie” wystąpienie Putina. Sala zamarła. Nagle z krzesła poderwał się Jarosław Kaczyński. Zrzucił gips z ręki i dawaj z pięściami na rosyjskiego prezydenta. Putin zdążył tylko krzyknąć: Anka, ratuj!


p.s.: Profesor Władysław Bartoszewski z szacunku dla kobiet nie chce komentować pracy szefowej dyplomacji. Ale ma radę dla jej pryncypałów: “trzeba mieć twardą skórę albo hodować kwiatki”. Gdyby prezydent Bush – mówi profesor – obrażał się za każdą karykaturę “musiałby mieć dwa razy w tygodniu próby samobójcze”.

2 Comments:

Anonymous Anonimowy said...

Mówią,że miłość jest ślepa...hihi ;)
Bardzo spodobała mi się ostatnia wypowiedź Pana Profesora Bartoszewskiego.

pozdrawiam serdecznie
Marzena

5:55 PM  
Anonymous Anonimowy said...

Kiedy księżniczka Anna spadnie z konia?
Kiedy w powietrzu się uniesie kaczy puch? ... :)..., że tak zapytam wraz z Kolegą Majem.

7:05 PM  

Prześlij komentarz

<< Home