20 lipca 2005

Międzyzdrojska wioska

Dzień pozbawiony zaskoczeń jest dniem straconym. Wczoraj rano spotkałem na przystanku pod domem dwie zbłąkane uczestniczki niezapomnianej stołecznej parady nazywanej pieszczotliwie "paradą równości". Musiały chyba zgubić się na pchlim targu na Kole i tak tułały się po dusznym mieście tyle czasu. Każda z nich grubo po sześćdziesiątce. Obie świetnie schowane za mniej lub bardziej wyzywającym babcinym makijażem. Zmarszczki, które mimo wszystko było wiadać tylko dodawały im uroku.

Obie siedziały spokojnie opierając się o przezroczyste, plastikowe plecy przystanku. Ta z nich, która była bliżej mnie trzymała nad głową parasol od słońca, a wokół lewej ręki miała owinięte uszy torby. Druga z babć ułożyła swoją lewą dłoń na niewielkim wózeczku ze szmacianym koszem, który nie tylko łatwiej było jej wlec za soba, ale i więcej mogła w nim schować.

- Przepraszam panie, czy 119 już pojechał? - zapytałem najgrzeczniej jak umiem. - Jak ja przyszłam, to tu było pusto - odpowiedziała babcia z parasolką. Druga rozłożyła ręce ale nie pisnęła słowa, dialog się skończył. Przez chwilę nasze oczy jak lornetki wypatrywały za drzewami autobusu. Nic nie jechało, każdy zajął się więc swoimi myślami.

- O, idzie ten pedał - zakrzyknęła do sąsiadki z ławki babcia z wózeczkiem. - W kapeluszu, patrzcie go. Pani wie co to pedał? - No, domyślam się - pisknęła lekko zakłopotana właścicielka parasola. Zaraz jednak usłyszała definicję: - To jak facet z facetem, hę! Ponoć, mówię pani, poszedł do domu do jakiegoś chłopca i dzieciak go wpuścił do sieni. - Coś pani!? - Ale ojciec chłopaka go przegonił. Zapiszczały hamulce autobusu. Nasza trójka ruszyła do centrum.

Piszę dziś o moich nowych znajomych z przystanku, bo przekonałem się przed tygodniem, że kanikuła bardziej znośna jest współcześnie niźli tragiczna rzeczywistość. W końcu - jak mawiają niektórzy - są wakacje, trzeba mówić lżej, prościej, łagodniej, z żartem. Niech i tak będzie. Sprawdziłem niedawno na własnej, wciąż nierównomiernie opalonej skórze, że ludzie spragnieni wakacji polskich do bólu powinni się zaszyć w Międzyzdrojach. Spędziłem tam ledwie kilka sobotnich godzin ale wiem, że do późnego listopada nie mam po co wracać.

3 Comments:

Anonymous Anonimowy said...

Wyjątkowo i nie wchodząc w żadne konflikty szepnę tylko, że zdjęcia z naturą (wszystkie, te niżej i te dużo niżej) są bardzo piękne i kojące, a nawet stylowe (vide czarno-biały Bałtyk). A co do naszej mniej pięknej rzeczywistości. Cóż, nie zawsze jest na nią rada. No chyba, że przymrużymy oko i wejdziemy , na potrzebę chwili i zwiedzanych miejsc, w skórę zblazowanych, czystolubnych Szwajcarów, dla których "oberwanie" i brud mogą stanowić pewnego rodzaju atrakcję, a nawet egzotykę ;) Życzę ciepłego, leniwego i mocno uspokajającego lata. Należy się :)

6:54 PM  
Blogger Jarosław Kuźniar said...

Dzien dobry.milo Pania znow czytac.Dziekuje za znak zycia i rowniez dobrych wakacji zycze...

4:11 PM  
Anonymous Anonimowy said...

rozbawiła mnie ta notka :) :) :).... tylko czy wypada śmiać się z głupoty podczas gdy wszem i wobec wiadomo że nikt nie jest idealny?...

6:00 PM  

Prześlij komentarz

<< Home