31 maja 2005

Masło Masłowska

Bergman mawiał podobno, że artysta ma czasem ochotę zwymiotować na publiczność, spuścić spodnie, wyjść i powiesić się. Dokładnie tą drogą podąża, przepraszam Bergmana za nadużycie słowa artysta, Dorota Masłowska. Gazety piszą o tej młodej emigrantce z Trójmiasta, że jest "enfant terrible i cudownym dzieckiem polskiej prozy w jednym". Zgadzam się, pod warunkiem, że mówimy o prozie murów pomazanych sprayem, przypominających bazgroły z miejskich szaletów gdzie najskuteczniej błyszczy się zdaniem o dupie, dupczeniu, wymiotach i miłości francuskiej. Trawestując tytuł jej (a może Jej, bo to dla niektórych królowa) nowej książki, panna Masłowska ma już za sobą pawia puszczonego na publiczność (niejednego), właśnie spuściła spodnie i udowadnia, że po ciąży (czyżby reaktywacja cyklu "poczytaj mi mamo?") jej ciało już nigdy nie będzie takie samo. Co gorsza wyszła z drukarni i zbliża się do szubienicy. - Kurwa - krzyczy nagle. - Co za poje... (idiota?) skręcił ten stryczek! Gdybym zdech... (zginęła?) znów byłoby o mnie głośno! Co ja mam teraz, do kur... (jasnej ciasnej?) pisać, bajki dla dzieci? Boże, uchowaj najmłodszych przed tą grafomanką.

Masłowska zachowuje się jak nomada i szahidka w jednej osobie. Wierci się, nie może sobie znaleźć miejsca i zerka spode łba zakrytego hip-hopowym kapturem komu by tu swoimi zdaniami przypieprzyć, że zniżę się do najwyższego poziomu jej języka. "Newsweek" zapowiedział niedawno na okładce "bombę literacką o dużej sile rażenia", "Gazeta Wyborcza" ucieszyła się, że Dorota Masłowska napisała drugą książkę, "Paw królowej", i że to świetna jest rzecz. Jak wiemy zarówno "Newsweek" (zamorska centrala) jak i "Wyborcza" nie są w tych dniach nieomylne. W sprawie tej publikacji również. I piszę to, choć nie znam całości "Pawia". Świadomie, bo sądząc z udostępnionych fragmentów - "dupa", "chuj", "obczajanie", "kał", "cyce" z początku książki nie rożnią się niczym od "penisa" czy "skrobanki" ze środka wydawnictwa.
W końcowej scenie marnego filmu "Ósma mila", Eminem walczy z innym facetem w spodniach z kroczem u kolan na słowa rapowej piosenki. Zabawmy się z Masłowską, bo zdaje się, że o to dziewczynie chodzi.

"Koniec kłamstw, koniec cynizmu, musisz to wreszcie przyznać, to straszna żenada być mężczyzną znaczy nie mieć nic realnego do roboty w życiu oprócz ściągania z internetu o dupie i cycach bez fabuły żadnej filmów i bez napisów, bez egzystencji ludzkiej prób zgłębienia tajemnicy. (...) Dziś flagę wywieszam przez swe okno, nie chcę wąsów ani brody, chcę mieć cycki i pochwę, chcesz to ci obiad zrobię, mogę ci nawet pogryźć, mogę ci nawet połknąć, bo nie jest w końcu winą twoją, że musisz być tobą, sorry".

"Nie przepraszaj autorko tych marnych bazgrołów, chyba, że z powodu pustki swojej głowy masz już dość dołów. To nie nasza, facetów, wina, że zrodziłaś się jako dziewczyna, że musiałaś młodo poczuć jak to jest dawać życie miłości owocu. Żałujemy, że nikt cię nie oświecił, że nie jesteś wybrana żeby pisać o rodzeniu dzieci. Może powinnaś dłużej pożyć, żeby nam nie zarzucać, że chcemy jedynie którejś włożyć. Świat cały scyniczniał, jak pisze Głowa, więc się nie przypieprzaj, że winna jest faceta połowa. Bycie mężczyzną to żadna wąsiasta żenada, to raczej stojąca mocniej na ziemi konkretna jest sprawa. Różnica między nami jest też taka, że my po urodzeniu dzieciaka, walnęlibyśmy raczej z bólu pięścią w stoł, a nie siadali do komputera klawiatur."

Na wzór grzwien dla marnych graficiarzy, przydałby się może indeks zakazanych młodziutkich pisarzy. Rym niezamierzony.

7 Comments:

Anonymous Anonimowy said...

Z Masłowską jest tak, że jeśli ktoś dopuści się krytyki, to może w następnej książce stać się jej (wyśmianym) bohaterem, a każdemu krytykującemu zarzuca się zazdrość. I to taka pułapka dla samej autorki.Nie, ja jej talentu nie odbieram(lubiłam felietony w "Przekroju"), choć przez "Wojnę..." przebrnęłam za drugim podejściem (Pawia na razie nie tykam), bo ona ma coś, co na własny użytek nazywam sobie,bardzo pretensjonalnie ;), kreacją języka. Tu się Pan teraz uśmieje mając w pamięci tylko wulgaryzmy, ale ona potrafi tak skojarzyć słowa same ze sobą (wcale nie te wulgarne), a potem z jakimś zjawiskiem,że to rzeczywiście ma siłę rażenia. W ostatnim wywiadzie w "Obcasach" mówiła dość sensownie o swojej afabularnej, wulgarnej prozie ze specyficznym poczuciem humoru.Nie potrafiłabym się w niej rozczytywać, bo mnie na dłuższą metę męczy ten obsceniczny klimat, ale czasem lubię, kiedy jak huragan po czymś się przejedzie. Z jednym zastrzeżeniem, że temat krytyki konsumpcjonizmu w każdej postaci będzie za chwilę dramatycznie wyeksploatowny i tym samym nużący.

9:33 AM  
Blogger Jarosław Kuźniar said...

czytalem ten umilony wywiad.obluda tej mlodki mnie wkurza,bo nie mozna pluc na komercje i zaraz sie w tym na swoj sposob plawic.a jesli tak umiejetnie,jak Pani widziala,potrafi laczyc slowa,niech sie zajmie kalamburami...moze POLSAT jej to kupi.pozdrawiam

11:07 AM  
Anonymous Anonimowy said...

Autoprezentacja Masłowskiej- szeroko rozumiana, to naprawdę wdzięczna baza do badań w zakresie socjobiologii /tu: podmiot i przedmiot/, jak i memetyki. To całkiem dynamiczny festiwal wrzutek socjotechnicznych pod hasłem dewaluacji smaku jako takiego. Ściąga rzesze pod swoją ambonę ogłaszając - jesteście wolni od paradygmatu "konfesjonału"...Gdzie qusi-autorefleksja przypomina właśnie ikonę komercji. Pozdrawiam.

12:08 PM  
Blogger Jarosław Kuźniar said...

lepiej bym tego nie ujal...niech zyje socjologia!Choc w przypadku panny M. przepisalbym jeszcze miesiac na oddziale psychiatrii i neurologii jakiegos zacnego szpitala.nie musi byc operowana,wystarczy,zeby jakis specjalista mogl ja przebadac takze od tej strony

12:17 PM  
Anonymous Anonimowy said...

Przykładów "kalamburów" nie podam, żeby nie być tu wyśmianą. "Umilony" wywiad odebrałam jako normalny. Masłowskiej nie przypisywałabym jakiejś przemyślanej filozofii życia, której ona broni, więc trudno w jej powieściach o głębszą refleksję. To raczej zwykły zapis zdarzeń rozgrywanych w (pawich) środowiskach, które ja nawet bym nie nobilitowała powieścią.Z komercją bywa tak, że ona jednocześnie rajcuje i irytuje. I atak na nią zawsze będzie graniczył z hipokryzją, zwłaszcza jeśli gdzieś się zaistaniało. Masłowska pisze tak jak mówi ( o zgrozo! ;), więc socjotechnikę, która jest czymś zamierzonym raczej bym wykluczyła. A nawet ludzie średnio-inteligentni nie potrzebują "maślanej" ambony, żeby dostrzec to, co widać gołym okiem. Ktoś "Wojnę..." nazwał czytadłem i pewnie miał rację. Nie wymagajmy więcej. Szpital bym jej darowała, no może (tu się zgadzam) zaprowadziła na lekcje dobrego smaku ...

2:02 PM  
Anonymous Anonimowy said...

Na panne Masłowską szkoda mi czasu ale przytocze fragent wywiadu z niejaką Dorotą Rabczewską,bliżej znaną jako Dodą:
Pytanie:Znasz Dorotę Masłowską?
Doda:Nie, osobiście jej nie znam.
Pyt.:Jak zapewne Ci wiadomo, ostatnio pojawiła się nowa książka Masłowskiej. Nie skusiłabyś się na napisanie do niej recenzji?
Odp:Nie, ponieważ nie mam na to ochoty. Podchodzę do niej obojętnie. Ona jest dla mnie nikim. Po co mam tracić energię na krytykowanie, na zarzucanie jej czegokolwiek. (...)ona jest pusta i nie chcę się tym z nikim dzielić. Po co mi to?"
Ja też się pytam: po co mi jakaś Masłowska skoro mogę poczytać Hemingway'a lub Szymborską...

4:31 PM  
Anonymous Anonimowy said...

W nawiązaniu do czytelnika/słuchacza pani Doda może wcale taka głupia jak całe społeczeństwo ją postrzega nie jest. Może jeden wywiad żeby wyrobić sobie zdanie to mało, ale bardziej do mnie przemówił niż to co słyszę o sławniej Dodzie z innych źródeł i źródełek. A mówię o wywiadzie w "Przekroju" sprzed kilku tygodni (i choć za sposobem rozmów-wywiadów Najsztuba nie przepadam, ale to już inny temat) jawi sie ona jak osobna inteligentna. Warto przeczytać i się zdziwić

11:37 PM  

Prześlij komentarz

<< Home