17 maja 2005

Pokolenie szacunku

Podoba mi się zdanie, które przeczytałem niedawno w Polityce, że są takie gazety w Polsce, które można by nazwać bulwarówkami, gdybyśmy tylko mieli jakieś bulwary nad Wisłą. Jedna z nich, środowy numer Faktu, pewnie już całkowicie wyszła z kiosków. Redakcja uczciwie ostrzegła, że tylko dziesięć tysięcy pierwszych osób dostanie kupon na album "Ojcze nasz". Nie uprzedziła czy w prezencie dorzuci ekskluzywne wydanie wniosków rozwodowych rodzin, które dla Faktu wymieniły się żonami.

Gazeta Wyborcza, która od momentu choroby Adama Michnika, codziennie coś dodaje, ale już nie politycznie a praktycznie, wymieniła przepisy kulinarne na album "Nasz papież". Po chwili, zgodnie z maksymą współczesnego świata "hipokryzja zawsze w cenie", wydrukowała tekst "Papa polo", w którym gromi wydawców płyt dokumentujących pontyfikat Jana Pawła II. Oprócz płyt znakomitych - odkrywa Wyborcza - są i karygodne. Wszystko to prawda, ale najpierw kończące tekst pytanie: jak te płyty mają się do apelu Episkopatu o niewykorzystywanie wizerunku Papieża Polaka do celów komercyjnych, redakcja powinna zadać sobie.

W moich bielawskich czasach, kiedy byłem młodym mieszkańcem podnóża Gór Sowich, na szafie w pokoju stała błękitna figurka Matki Boskiej z białą, odkręcaną aureolą. Do środka nalewało się wodę święconą i trzymało latami jako amulet. Ja napełniłem tę figurkę w Licheniu, który wtedy jeszcze nie był tym potężnym Licheniem co dziś. Z Naszym Papieżem jest podobnie. W tych dniach, a to z okazji miesięcznicy śmierci, a to z okazji rocznicy zamachu lub urodzin Jana Pawła II gazety, telewizje czy radia napełniają sobie Nim konta. Wydają płyty, filmy, drukują kalendarze. Biskupi dobrze przeczuli, co się stanie. Szkoda, że ich apel na niewiele się zdał. Podobnie jak - serce się kraje, że muszę tak napisać - jak niewiele znaczyła Jego śmierć.

Pani domu daje czytelniczkom do wyboru torebkę lub witrażyk papieski, z kolan powstaje nagle nawiedzony ruch oazowy, moje miasto zalewają plakaty z hasłem wzywającym do przybycia na Plac Piłsudskiego, żeby pokazać jak silne jest pokolenie JPII (pisowania zgodna z logotypem, który wkrótce ktoś pewnie zarejestruje). Wniosek jest jeden: albo tym ludziom się strasznie nudzi albo rzeczywiście czują się nagle samotni. Tylko po co ta przesada i fałsz? Długość pokolenia nie jest z gumy. Nie można dziś być pokoleniem JPII, a jutro 11.09, kiedy indziej zaś pokoleniem Big Brothera czy poszerzonej Unii Europejskiej.

Marzę, żeby w tym pędzie pokoleń wygrało jakieś najmniej porażone głupotą. Może pokolenie szacunku?

9 Comments:

Anonymous Anonimowy said...

Nie wiem czy to prawda, że musi Pan napisać jak niewiele znaczyła śmierć Karola Wojtyły chyba, że wyłącznie w kontekście krytyki tandetnych gadżetów(to już tylko kwestia smaku i wyczucia redaktorów takich czy innych pism).Ja na przykład nie lubiłam słuchać na okrągło dyskusji co w Nas zmieniła śmierć papieża, bo trwałe zmiany nie są ani takie łatwe, ani takie szybkie ani takie spektakularne i na zawołanie. Bo i ludzie są różni, z różną wrażliwością,z różnymi emocjami i duchowymi potrzebami. Wszyscy, prawie, byliśmy pod wpływem silnego wzruszenia i takiej dziwnej retrospekcji, bo patrząc na telewizyjne obrazki mieliśmy, (ja miałam) wrażenie, że już nigdy tego (czyli pontyfikatu papieża-Polaka) nie przeżyjemy i to kłuło jeszcze mocniej. To pokolenie JPII zaczyna co prawda być takim wyświechtanym sloganem, ale jeśli jesteśmy ludzi, którzy tak bardzo identyfikują postać tego właśnie papieża to po prostu bądźmy tym pokoleniem, niekoniecznie z pompatycznym zadęciem, no ale jakoś się określić musimy, choć ja osobiście tęsknię już albo i od zawsze za wiarą intymną. Bez haseł.Mimo,że czasem zazdroszczę ludziom tego pędu do spędu. Tego, że się dobrze w tym czują. Mnie to krepuje....

11:10 PM  
Anonymous Anonimowy said...

ludzie są po prostu zbyt naiwni...i wydawcy gazet wykorzystują tą naiwność... co do "gazety" >fakt< nie mam słów,bo komentarz jest zbędny [nie zdziwiłbym się jesli któregoś dnia nie zaproponują loterii SMSowej z pytaniem o imię Papieża lubskąd pochodził...]..jedynym sposobem jest pozbycie się tej naiwności i zaprzestanie kupowania tandetnych gadżetów a zarazem gazet...

10:12 AM  
Anonymous Anonimowy said...

[po dłuższej chwili namysłu]
mam nadzieje że Twój pracodawca nie wpadnie na taki pomysł [Tylko Wielkie Wygrane z Przebojami wystarczą ;-)]

10:20 AM  
Anonymous Anonimowy said...

Prędzej czy później i tka mogliśmy się spodziewać,że ktoś zarobi na śmierci Jana Pawła II.Czy w Polsce wszystko lub prawie wszystko musi być robione na pokaz?Słuchacz tylko radia Zet,czytelnik GW Przemeqq pozdrawia Pana Jarka

12:36 PM  
Blogger Jarosław Kuźniar said...

Drodzy Panstwo,po kolei:pani Mewo,pisalem prawdziwie i szczerze o tym,ze boli pisanie,ze smierc Mojego Papieza niczego nie zmienila.Mialem na mysli wlasnie takich "wydawcow-ekonomow" i polglowkow z mojego umownego osiedlowego trzepaka.Ich nie zmieni ani tsunami ani Potop.

Panie sluchaczu/czytelniku staram sie wierzyc w to samo,co Pan,ze nie wpadnie...

Panie Przemqqu dziekujac za pozdrowienia prosze o zajrzenie od czasu do czasu na jakas plyte, ktora pan bardzo lubi...

pozdrawiam

8:43 PM  
Anonymous Anonimowy said...

Zaglądam i to codziennie i to na takich artystów,których radio nie puszcza np.Cocteau Twins

9:16 PM  
Blogger Jarosław Kuźniar said...

Tak trzymac...

9:20 PM  
Anonymous Anonimowy said...

To smutna prawda... I, szczerze mówiąc, sam złapałem się na jej fałsz. A zdałem sobie sprawę z tego w pierwszy poniedziałek tuż po śmierci Papieża, kiedy to udałem się do kiosku i kupiłem wszystkie najpopularniejsze dzienniki i tygodniki, które, oczywiście, przygotowały specjalne wydania na tę przesmutną okazję - żałobnie oprawione okładki, piękne cytaty, fotografie, wspomnienia... Pomyślałem sobie wtedy: "Kurczę, mam 20 lat, uczestniczę w ogromnie smutnym i jednicześnie niepowtarzalnym wydarzeniu - momencie śmierci Mojego Papieża! Chcę mieć coś do końca życia, co będzie mi tę niesamowitą atmosferę przypominało w każdym jego momencie"... Padło na gazety. I wtedy, kiedy zobaczyłem ile można napisać o tym człowieku, na jak wiele sposobów można go wynosić na piedestał, jak wielorako wspominać, zrozumiałem, że na tak samo wiele sposobów można wykorzystać Jego śmierć. Przeraziło mnie to... Potem już byłem tylko świadkiem coraz to nowych pomysłów wydawców - płyty, kiczowate gadżety, ksiązki, katalogi, wspomnienia, dzienniki, albumy, publikacje dla kolekcjonerów etc... Potwierdziła się prawda, że jeśli idzie o pieniądze, to świętości nie istnieją - na wszystkim można zarobić, jesli tylko ładnie się to opakuje słowami, obrazem i - niestety w tym przypadku - samym "produktem", jakim okazała się śmierć Mojego Papieża...

11:43 PM  
Anonymous Dreamchild said...

(piękne bulwary mamy w Krakowie, ale nie brukałabym miasta mojego takimi śmieciami. Nawet jeśli je później moja 80-letnia Babcia ukochana z zapałem posegreguje)

Co rządzi światem? Miłość. Miłość do pieniądza.

Na czym zarabia się najwięcej? Na ludziach. Na wielkich tego świata.
I na śmierci.
A jak już mamy wash&go, to grzechem byłoby nie wykorzystać okazji, nieprawdaż?

Przecież DLA NASZEGO papieża WSZYSTKO. Ku Jego pamięci. Dla Jego nauk. Z Jego błogosławieństwem.

"Pokolenie szacunku"? Przykro mi, ale to mrzonka. Tak, jak pokolenie ludzi myślących/wierzących/chcących etc.
Nie ma takich pokoleń i nigdy nie było.
Są jednostki. Jedne wybitne, inne znane, większość w cieniu. Jednostki, które dążą do bycia człowiekiem.

Tylko dlaczego jest to najłatwiejsze wtedy, gdy się pisze?
Podczas rozmowy już trudniej, a zachowanie to w ogóle klasa mistrzowska.

Bo najwięcej myślisz, gdy piszesz?
Więc bądźmy wszyscy autorami.
Nawet jeśli inni wyśmieją wiersz/post/opowiadanie - my już wygraliśmy.

Do przodu, jednostko! :)

2:24 PM  

Prześlij komentarz

<< Home