20 marca 2007

Polski rozkrok

Nawet w tak błahej (wydawać by się mogło) sprawie jak wiosna, Polska jest podzielona. Na górze (mapy) kwitną krokusy, u dołu stoi bałwan (choć on w naszych warunkach jest wyjątkowo mobilny). Zresztą ulubiona pozycja Polski, od ładnych kilkunastu miesięcy, to stanie w rozkroku. Aż dziw bierze, że nikt nam jeszcze nie pokiereszował krocza.

Wszystko jest u nas „na dwa“. W oczywisty sposób miłośnicy rządu konkurują z przeciwnikami, Toruń walczy z resztą Polski, lewa strona Sejmu (stojąc twarzą do marszałka) strzyka jadem na prawą (i odwrotnie), homoseksualiści mają na pieńku z wiceministrem edukacji, intelektualiści nie mają czego szukać u premiera. Gnoimy się wzajemnie aż miło.

Sartre (co przypomina Unger) mówił, że intelektualista to ten, który miesza się w nie swoje sprawy, a Camus dodawał, że rolą intelektualisty jest występować w imieniu tych, którzy mówić nie mogą. Polskę poznać po tym, że nawet intelektualiści dzielą się tu na bardziej i mniej zintelektualizowanych. Słowem - stoimy na głowie i nogach jednocześnie. Co dla jednych intelektualistów jest „oczywistą oczywistością“, dla innych przypomina „przejściową dyktaturę“.

Nawet przywódcy tych dwóch polskich światów wyglądają na zagubionych w rzeczywistości. Zagoniony przez zastępców w kozi róg premier ogłasza nowe rozdanie przy dźwiękach Portuondo i Segundo z kraju Castro. Złe nuty stwarzają oczywisty obciach ale nikt tego nie słyszy. Szefa PO za późno zapraszają na debatę „quo vadis Tusku“. I nawet jeśli winna jest poczta, to lekceważenie szefa nie pomaga Platformie wybić się na normalność. Zresztą pojęcie takie u nas nie występuje.

Potykamy się dzień w dzień o dwa mało kuszące światy. Żyjemy bez nadziei, że poparcie któregokolwiek z nich zamieni nasze życie choćby na odrobinę lepsze. Parafrazując ludowego klasyka beznadzieja trwa i trwa mać.

12 Comments:

Anonymous Anonimowy said...

Cholera,czytam ten tekst 3 razy i proszę wybaczyć,chyba nic normalnego nie sklecę,chociaż chciałabym coś zrozumiałego napisać! ale jestem po imprezie więc proszę wybaczyć...

Z tą beznadzieją nie mogę się zgodzić Panie Jarku,chociaż...Kurczę miałam coś jeszcze mądrego napisać i zapomniałam...O matko...Może innym razem...proszę o wybaczenie;)

Nina

11:29 PM  
Blogger Unknown said...

Analiza dość trafna, bo faktycznie żyjemy w jakiejś schizofrenii stosowanej. Przykłądy można by mnożyć, nawet daleko szukać nie trzeba. Zastanawia mnie tylko jedno. Czy to nie jest po troszku tak, że nam ten stan odpowiada? Może wolimy się oszukiwać będąc jednocześnie tu i tam. To przecież już prezydent Wałęsa był "za, a nawet przeciw". Odnoszę wrażenie, że dziś społeczeństwo chce być zarazem pro i contra. Kontestujemy i jednocześnie przyzwalamy. Gdy zrywa się kolejna krytyka posunięć władzy na zakończenie słychać, że "na zachodzie to by się skończyło dymisją, a w Polsce pozostanie bez echa". Wiemy, że należało by się przeciwstawić, ale czujemy bezsilność, której wyuczylismy się przez lata i nie chcemy nawet spróbować. I to nie wyłącznie w sprawa politycznych, wzniosłych czy podstawowych, ale też i w sprawach zwyczajnych, codziennych i przyziemnych. Po prostu wolimy to co swojskie, do czego przywykliśmy i nie chcemy próbować zmieniać rzeczywistości, bo z góry zakładamy, że "to nic nie da".
Pozwolę sobei nie zgodzić się z "ludowym klasykiem". W moim odczuciu beznadzieję mamy taką, na jaką sobie zasłużyliśmy czyli swojską. Ona jest odzwierciedleniem tego, co jest w nas. To, że nasza rzeczywistość przypomina rozkrok jest efektem tego, że lubimy rozkroki. A czy jesteśmy na nią skazani? To już zależy od naszej świadomości i tego czy będziemy mieć wolę, by jedna noga zaprowadziła drugą w jakieś miejsce. Trzeba pamiętać, że osiołek nad żłobem w końcu zdechł. Obyśmy nie przebudzili się za późno.

12:43 AM  
Anonymous Anonimowy said...

Ma Autor rację - stoimy w rozkroku. I to sporym. Jak duża jest nasza wytrzymałość? Gdyby móc przewidzieć konsekwencje czekające w odstępie lat. Ciekawe.
Będąc jednak nadal pod miłym wrażeniem tego sieciowego miejsca, napiszę, że Autor także stwarza rozkrok. W jaki sposób? Popatrz na inne, jak już w poprzednim zdaniu napisałem: sieciowe miejsca. Gratulacje! Takie rozkroki miło się ogląda.
- Czytacz;)

9:15 AM  
Anonymous Anonimowy said...

O krok od źródła konają z pragnienia.
O krok od piekła szaleją z rozkoszy.
Trzeźwieją z marzeń o krok od spełnienia.
O krok od celu własny cień ich płoszy.
O krok od tryumfu opuszczają głowy.
Podnoszą głowy o krok od wyroku.
O krok od łaski tracą dar wymowy.
Krok od przepaści przyspieszają kroku.
O krok od zemsty nagle wielcy duchem.
O krok od drogi błądzą w próżnych sporach.
O krok od czynu wolą frazy kruche.
O krok od jutra przeżywają wczoraj.
O krok od zgody pusta złość ich bierze.
O krok od wiedzy wdychają zabobon.
O krok od Boga zaprzeczają wierze.
O krok od siebie nie chcą stać się sobą.
O krok od śmierci żywot im niedrogi.
O krok od życia śnią minione kaźnie.
Gromadzą księgi o krok od pożogi.
O krok od klęski czują się najraźniej.

Tak przez godzinę, dzień, miesiąc, rok
Aż zrobią ten jeden nieuchronny krok.

J.K.
13.8.1997

5:29 PM  
Anonymous Anonimowy said...

Kaczmarski.

6:01 PM  
Anonymous Anonimowy said...

(S)Twór z nas dość niezwykły: nóg sporo (cos jak stonoga?), a każda jak nie krzywa to z platfusem, jedna za krótka, druga za długa- ze wszystkimi cos nie tak. W dodatku ten rozkrok- pozycja ani wygodna, ani bezpieczna. Cud, że jeszcze pion trzymamy! Tak maszerować się jednak nie da...
K.

8:00 PM  
Anonymous Anonimowy said...

K.: po prostu ROBAL, zupełnie jak Platforma (tak był łaskaw wypowiedzieć się całkiem niedawno nadposeł Jacek K.).

J.

8:43 PM  
Anonymous Anonimowy said...

Miejmy nadzieję, że ten nasz bliżej nieokreślony, rozkraczony ROBAL to tylko stadium przejściowe i za chwilę zmieni się w MOTYLA ;)
K.

9:10 PM  
Anonymous Anonimowy said...

Nie chcę brzmieć pesymistycznie... Choć właściewie, wszystko wokół jest przesiąknięte szarym kolorem. Więc pozwolę sobie: K (poproszę o rozwinięcie przy okazji) - naprawdę, stadium przepotwarzenia się z potworka w motyla, jest dopiero przed nami. Daleko przed nami. Można to liczyć na kadencje.
J.

10:31 PM  
Anonymous Anonimowy said...

J.: Niestety optymizmem nie powiało. Oczywiście zgadzam się, że czeka nas jeszcze długa droga- warto więc podzielić ją na mniejsze odcinki. Pokonanie każdego etapu będzie sukcesem i dodatkowa motywacją.
Nie oczekujmy, że ten nasz Motylek od razu pofrunie. Najpierw musi wyjść z kokonu, rozprostować i wysuszyć skrzydełka ;]. Jedyne zagrożenie to fakt, że naszej poczwarce jest całkiem dobrze w kokonie i za nic w świecie nie chce z niego wyjść..
K. jak Katarzyna

5:29 PM  
Anonymous Anonimowy said...

Witam po dłuższej przerwie w komenatrzach:)
Ubolewam, źe Toruń kojarzy się li tylko z Rydzykiem. Ponadto sprawa debaty "quo vadis Tusku" nie jest tak prosta Panie Jarku. Jesli miał Pan na myśli jej gliwicki aspekt oczywiście.

9:24 PM  
Anonymous Anonimowy said...

Niechcący nacisnęłam enter, a nie skończyłam pisać...
Powiem szczerze, że ja juz podchodzę do tego, co się dzieje w Polsce z dużym dystansem. Sa naprawdę poważniejsze problemy, ludzie mają swoje wielkie i małe dramaty życiowe i niewiele osób obchodzi, że Polska jest w tzw. rozkroku. Tak sądzę.
Pozdrawiam,
Maria

9:28 PM  

Prześlij komentarz

<< Home