13 grudnia 2005

Nie bronię się, jestem wariatem. Od kilku godzin za moją głową kończy się i zaczyna, kończy i zaczyna śpiew niejakiej Madeleine Peyroux. Jej wykonanie "Dance me to the end of love" podlewam czerwonym winem i zastanawiam się jak nazwać chorobę, która nie pozwala człowiekowi zniknąć. Nadzieja? Otępienie? Miłość? Co sprawia, że ludzie na granicy życia i śmierci wybierają nawet nijaką, ale jednak egzystencję?

Wtańcz mnie w swoje piękno i niech skrzypce drżą
Przez paniczny strach aż znajdę w nim bezpieczny port
Chcę oliwną być gałązką podnieś mnie i leć
Tańcz mnie po miłości kres


Chciałem uciec w tym tygodniu. Zamknąć się w miejscu bez adresu. Skupić na problemach własnych. Milczeć. Krzyczeć. Rozliczać. Do poniedziałkowego wieczora w centrum szarej, podlewanej mżawką i podziębianej mrozem Warszawy. Czekaliśmy w niewielkiej grupie na zielone światło dla pieszych. Ja, młoda kobieta w eleganckim zimowym płaszczu i parasolką w prawej ręce oraz oni. Z tyłu nadbiegali kolejni anonimowi obywatele tego przeklętego miasta.

Wtańcz mnie w swoje piękno, póki nikt nie widzi nas
W twoich ruchach odżył chyba Babilonu czas
Pokaż wolno to, co wolno widzieć tylko mnie
Tańcz mnie po miłości kres


Staliśmy wszyscy na wąskim pasie asfaltu między przystankiem tramwajowym a trzypasmową zatłoczoną drogą w stronę Żoliborza. Każdy miał głowę odwróconą delikatnie w prawo. Czekaliśmy na czerwone światło dla samochodów. Ona była wtulona w jego plecy. Malutka, drobna istota w granatowej kurtce, z niezadbanymi włosami i w okularach na strasznie zakatarzonym nosie. Widać było właściwie tylko jej głowę.

Odtańcz mnie do ślubu aż jeszcze, jeszcze raz
Tańcz mnie bardzo delikatnie długo, jak się da
Bądźmy ponad tej miłości pod nią bądźmy też
Tańcz mnie po miłości kres

On zachowywał się bardzo spokojnie. Odważnie wyjeżdżał poza granicę naszej wysepki, jakby chciał wymusić wolną drogę dla pieszych. Na jego głowie kłębiły się zapuszczone loki. Siedział pierwszy, lekko wysunięty do przodu, jakby spychany przez współpasażerkę. Miał na sobie brązową kurtkę, okulary na zasmarkanym nosie, a w prawej ręce trzymał kule.

Tańcz mnie do tych dzieci, które proszą się na świat
Przez zasłony, które noszą pocałunków ślad
Choć są zdarte lecz w ich cieniu można schronić się
Tańcz mnie po miłości kres

- Może państwu pomóc, zapytałem. Dziękujemy, odpowiedzieli chórem, jakoś sobie poradzimy. Błysnęło zielone świato. Tylko mignęli mi na elektrycznym, inwalidzkim wózku. Kierowca i pasażerka. Dwoje skrzywdzonych przez naturę ale szczęśliwych ludzi.

Wtańcz mnie w swoje piękno i niech skrzypce w ogniu drżą
Przez paniczny strach aż znajdę w nim bezpieczny port
Pieść mnie nagą dłonią albo w rękawiczce pieść
Tańcz mnie po miłości kres*

Wiem, że jeszcze będzie czas na życzenia, ale gdybym nie żdążył... tak cudna miłość niech się Państwu przydarza.



* Tłumaczenie słów piosenki Cohena Maciej Zembaty

11 Comments:

Anonymous Anonimowy said...

No, człowieka przy życiu trzyma siła przyzwyczajenia:). Ale jako ten emocjonalny "trup" wreszcie Pan napisał coś pozapolitycznego. Dzięki Bogu. Tak, tak gdybyśmy już nie zdążyli - to również życzymy Panu wzajemnie: "żeby cudna miłość się przydarzyła" nawet na łożu uczuciowej śmierci. Ostatecznie da Pan jeszcze radę , choćby resztkami sił, poderwać się do lotu.

1:15 PM  
Anonymous Anonimowy said...

Jarku, to nie moje, ale kiedyś troszkę pomogło:

Wiele dni, wiele lat, czas nas uczy pogody,
zaplącze ścieżki, pomyli prawdy,
nim zborze oddzieli od trawy.
Bronisz się, siejesz wiatr, myślisz jestem tak młody,
czas nas uczy pogody,
tak od lat, tak od lat.

Ilu ludzi czas wyleczył z ran,
zamienił w spokój duże krwi,
pewnie kiedyś tam, pod jesień tak,
też czoło wypogodzi i wygładzi brwi.

1:47 PM  
Anonymous Anonimowy said...

wrażliwa dusza błądzi po najgłębszych otchłaniach oceanu i wędruje po niedostępnych(dla przeciętnych)szczytach. Paliwem napędowym tych podróży/poszukiwań są emocje: miłość, ból, cierpienie, radość, przyjaźń, niezgoda.ect...Każdy z nas je nosi w sobie, ale tylko niektórzy potrafią swoimi emocjami ,,wykąpać,, dusze innych ( katharsis). Tobie Autorze to się udaje ...

1:49 PM  
Anonymous Anonimowy said...

yyy... qórtche!
R-rata!! ;-). Zboże pisze się jak byk przez żetskropkommm!!! ;-)
a zamiast "duże krwi" miało być "burzę krwi".

Wygładzenia krwi życzę.

4:05 PM  
Anonymous Anonimowy said...

Najpierw nazwali nas pokoleniem JP II, dzis nazywaja Pokoleniem bez Teleranka. Taki przymus wpisania wszystkiego w jakies ramy... A Pan w tym dniu szczesliwie pomija temat obecny w serwisach informacyjnych i dzieli sie z nami swoimi obserwacjami z innych ulic niz te na ktorych urzadzono dzis happeningi.
Ta romantyczna historia ie wyciaga zmojej uczuciowej smierci...

8:10 PM  
Blogger Jarosław Kuźniar said...

Dziekuje Państwu za te rozmowę. Piotr cytuje tak: "pewnie kiedyś tam, pod jesień tak, też czoło wypogodzi i wygładzi brwi"... optymistycznie rzecz ujmując za niecały rok powinno być już jaśniej. Tymczasem...

10:53 AM  
Anonymous Anonimowy said...

optymistycznie... to jesień jeszcze trwa kilka dni Panie Jarku...

1:11 PM  
Anonymous Anonimowy said...

Cyganowa jesień ( od nazwiska autora piosenki) to bardziej jesień życia, ale pozostając przy terminach meteorologicznych:) to ona - pogoda (ta ducha może też), zwłaszcza w ostatnich latach, lubi anomalie i bywa, że to "jaśniej" zrobi się wcześniej niż później. Czego życzę:)

1:42 PM  
Anonymous Anonimowy said...

rozstaliście się?

10:13 AM  
Anonymous Anonimowy said...

I saw Your face in a crowded place(...)

11:14 PM  
Anonymous Anonimowy said...

Za mna chodzi inny glos. Nawet jak wylacze plyte, ktora kiedys pewnie nie wytrzyma naduzywania. Glos, przyznaje, nie jest gleboki i meski jak Cohena, ale kolysze i mysli podobne wyzwala. Tych mysli sie trzymam, czego i innym w nowym roku zycze.

Świat wypadł mi z moich rąk
Jakoś tak nie jest mi nawet żal

Czy ty wiesz jak chciałbyś żyć, bo ja też
Chyba tak chciałem przez cały czas, lecz

Jeśli muszę i wybrać będę mógł jak odejść
To przecież dobrze, dobrze o tym wiem
Chciałbym umrzeć przy tobie

Wieje wiatr, pachnie wiosną i wiem
Że ty łatwo tak zgodziłaś na to się i

Jeśli muszę i wybrać będę mógł jak odejść
To przecież dobrze, dobrze o tym wiem
Chciałbym umrzeć przy tobie

Jeśli kiedyś wybrać będę mógł jak to zrobić
To przecież dobrze, dobrze o tym wiem
Chciałbym umrzeć z miłości

Nie na krześle, nie we śnie
Nie w spokoju i nie w dzień
Nie chcę łatwo, nie za sto lat
Chciałbym umrzeć z miłości

Nie bez bólu i nie w domu
Nie chcę szybko i nie chcę młodo
Nie szczęśliwie i wśród bliskich
Chciałbym umrzeć z miłości
- Myslovitz

12:25 AM  

Prześlij komentarz

<< Home