Jaki niski, taki mały
Szukam słowa na czas. Szukam słowa na nowy czas, który właśnie się zaczyna. Szukam słowa na nowy czas, który właśnie się zaczyna, i z którym nie jest mi dobrze. Myślę o chwili, kiedy do określenia naszej rzeczywistości nie wystarczają już magiczne słowa: dupa, dupa, dupa. Kiedy trzeba nasze emocje opisać rozsądniej.
Chodzi mi o to, żeby zamiast kolejny raz wykrzykiwać "wkurwia mnie durnota pisu" mówić jakoś tak, ja wiem, łagodniej? Na przykład "słowa, które cedzą aktywiści partii rządzącej obrażają moją inteligencję" albo "kiedy oni otwierają usta czuję się jak na szkoleniu propagandowym Goebbelsa". A dlaczego w ogóle zmieniać styl? Żeby, jak to mówią nasze babcie, ustąpić głupszemu. Nie dawać się w kółko prowokować. Nie zniżać się werbalnie do ich podpoziomu. Nie pozwalać im psuć nam krwi.
Piszę o tym, bo dopadła mnie dziwna odmiana bezsilności. Wynika bardziej ze wstydu za to, co się dzieje w moim kraju, niż z osobistego zmęczenia. Psioczę na ten dezorganizacyjno-antyintelektualny syf od samego początku i nic to nie daje. Z każdym dniem jest gorzej i gorzej. Niby już, jako wspólnota, szorujemy tyłkami po dnie, wydaje się, że może być tylko lepiej i nagle spadamy jeszcze niżej. Z winy jednego człowieka. O Giertychu złośliwi mówią "wysoki ale nie wielki", o Kaczyńskim można powiedzieć "jaki niski, taki mały".
Szukając bardziej roztropnych opisów naszej współczesności zaczynam wybierać autorów. Słuchanie i czytanie wszystkich odnawia moje wrzody. Zależy mi na ludziach zrównoważonych, którzy niejeden upadek już widzieli, którzy potrafią wyważyć słowa, wytłumaczyć decyzje, podpowiedzieć inne rozwiązania. Profesor Jadwiga Staniszkis mówi w "Rzeczpospolitej", że niektórym politykom puszczają nerwy ("zomowcy i pijacy", "bure suki") i przypomina, że ostrymi słowami pali się mosty. Jej diagnoza brzmi: lękowi przed podejmowaniem konkretnych działań towarzyszy radykalna gra medialna - wyładowywanie agresji. Słowem Jarosław Kaczyński jest typowym intelektualnym masochistą: jak nie odwróci kota ogonem - ma fatalny dzień.
Idźmy dalej w poszukiwaniu opinii ze smakiem. Profesor Wiktor Osiatyński w "Gazecie Wyborczej" zaczyna tak: "Polska nie jest więzieniem. Jednak atmosfera zaczyna przypominać dom poprawczy, w którym - skądinąd sami niezbyt zrównoważeni - wychowawcy dbają o utemperowanie swoich podopiecznych, wymuszając sposób myślenia, postawy i przekonania". Profesor używa też arcytrafnego określenia na to czym jesteśmy otoczeni. Mówi, że szef PiS (reszta żołnierzy też, bo przecież tam się nie znosi sprzeciwu) stosuje wobec nas "przemoc werbalną". Czy można to nazwać lepiej?
Tylko, że, panie profesorze, ta przemoc werbalna jest wzmocniona przemocą intelektualną i doprawiona przemocą wizualną. Dla mnie o trzy przemoce za dużo.
1 Comments:
Co najgorsze, nie widac by poparcie dla tych oszołomów malało :((
Prześlij komentarz
<< Home