06 marca 2006

Marcowe kobiety

Marzec miesiącem kobiet? Dlaczego nie, skoro inni wytrzymują rok z muzyką Chopina albo twórczością Reymonta. Nikomu nie zaszkodziłoby uważne słuchanie i czytanie pań przez trzydzieści dni w roku. Tylko czy facet będzie umiał za chwilę napisać prawdę o kobiecie? Przecież nadają z dwóch różnych planet, tę samą rzecz potrafią opisać na dwa skrajnie inne sposoby, nawet kolory postrzegają różnie. Spróbuję, bo choć to Wenus leży bliżej słońca niż Mars, mężczyzna chyba jaśniej widzi kobiece wcielenia.

Bez obaw, to nie będzie lekcja historii. Chcę się jedynie przebić przez stertę portretów polskich kobiet. Latami malowała je władza, moda, dopieszczały nowe czasy. Szczęśliwie nie należymy (narazie?) do krajów, w których mimo postępu cywilizacji trwa kobiece niewolnictwo. Polki, podobnie jak ich koleżanki na całym świecie, przeszły bardzo długą drogę: od całkowitego podporządkowania mężczyznom, po pełnię praw (nie tylko wyborczych). Ale wciąż walczą, i chwała im za to, jeśli nie przeginają w formie. Na stronie internetowej "Porozumienia kobiet ósmego marca" jest taki plakat: na górze fragment kobiecego policzka, nos i wymalowane różową szminką usta, przez które kobieta wypluwa goździki. W lewym dolnym rogu mówiący wszystko czerwono-fioletowy napis: "to mi się przejadło".

Kobiety kiedyś. W czasach czerwonych nie było w kraju kobiety, która w ten jeden marcowy dzień wracałaby z zakładu pracy bez goździka i rajstop. Taki władza miała gest. To był tej władzy pomysł na podkolorowanie wszechobecnej szarzyzny każdej prządce, szwaczce, dróżniczce i innej sekretarce. Na codzień robota, kolejki, zmęczenie, bylejakość a od święta prawie kwiatek i prawie bielizna. A prawie, jak dziś wiemy, robi wielką różnicę. Wtedy jednak było to wyrażanie "znaczącej roli kobiet w rozwoju społecznym", oznaka ich uwłasnowolnienia albo jeszcze donioślej "upamiętnianie odwagi kobiet, które zasłużyły się w historii swoich państw i społeczeństw". Dziękuje bardzo za taką nagrodę - goździk jako znak pamięci o walce kobiet o ich prawo do głosu. To tak, jakby powiedzieć wracającemu z wojny żołnierzowi: dzięki, że walczyłeś ale na medale nas nie stać.

Kobiety wczoraj. Są bardziej odważne od tych "kiedyś". Mają w sobie i wokół siebie więcej swobody w wyrażaniu pragnień. Wyzwania rzuca im życie a nie pierwsi sekretarze, autorzy planów kilkuletnich. W domu te kobiety są już nie tylko od prania, gotowania i chowania dzieci. Zresztą ich dzieci są już dorosłe, ich córki to silne kobiety "dzisiaj". Patrząc wstecz kobiety "wczoraj" raczej śmieją się z tamtej szarzyzny niż ronią rzewne łzy. Ale tylko niektóre mówią: dobrze mi w nowej rzeczywistości. Więcej jest wśród nich przegranych, byłych pracownic dużych zakładów w małych miastach. Pozbawione pracy, osierocone przez dzieci, spędzają całe dnie z programem telewizyjnym na stole i pilotem w rękach. Raz w miesiącu, jak zbawienia, wyczekują listonosza z rentą lub emeryturą. "Wczorajsze" kadrowe, sekretarki, księgowe jakoś sobie radzą. Jedne przetrwały redukcję etatów, inne otworzyły własne biznesy albo załapały się do firm znajomych. Każda z tych kobiet jedną nogą jest w minionej epoce, kiedy mniej mogły ale też mniej musiały.

Kobiety dzisiaj. Niby najłatwiej je opowiedzieć, bo nie trzeba cofać kalendarza, można je dotknąć, obrócić, zapytać o niewiadome, ale kto wie czy to prawdziwy obraz? Mam wątpliwości. Dla mnie współczesne kobiety to aktorki, czyli co innego widzisz, co innego siedzi w środku. Może to Warszawa tak wykoślawia mi ich obraz i czyni uogólnienie niesprawiedliwym ale jednak kobiety "dzisiaj" mają więcej testosteronu niż my, faceci. Są silne, zdecydowane, pozbawione skrupułów, waleczne, sprośne, szybkie, przebojowe, ambitne. Oczywiście nie same z siebie. Po prostu dostosowują się do nowych czasów. Działają według hasła: co, ja sobie nie poradzę? I radzą często lepiej niż my.

Głowa współczesnej kobiety zaprzątnięta jest wszystkim po trochu. Domem, facetem, dzieckiem, szkołą, pracą, modą, samochodem, rozrywką, sportem, flirtem. Zaraz chyba przesadziłem z kolejnością. Przestawmy to zgodnie z alfabetem, sam jestem ciekaw co wyjdzie: dom, dziecko, facet, flirt, moda, praca, rozrywka, samochód, sport, szkoła. Tyle mojej wizji, niech wypowiedzą się socjologowie, którzy dla miesięcznika ELLE zrobilli swego czasu badania "Kobieta 2003". Odpowiedziało dwadzieścia tysięcy czytelniczek z całego świata.

Nowoczesna kobieta, także Polka, między dwudziestym piątym a trzydziestym rokiem życia to „żądna krwi modliszka”. Niechętnie zakłada rodzinę. Jeśli się już z kimś wiąże, to właściwie po to, aby spełniać się seksualnie. Młode kobiety mają też coraz mniejszą ochotę na potomstwo. Polki uważają się za niezależne i coraz rzadziej potrzebują mężczyzn. Są ponadto lepiej od nich wykształcone i skutecznie pną się po szczeblach kariery, przy okazji pozbywając się męskiej konkurencji. Ponoć, mówią socjologowie, mężczyźni boją się takich kobiet. Wybierają puby albo ciepło mamusinego domu. Ulegają strachowi przed silną (zimną?) kobietą, zamiast podjąć wyzwanie. Ale dziś, na szczęście, nie skupiamy się na płci brzydkiej, tylko tej całkiem, całkiem.

Boję się, że ta "żądna krwi modliszka”, symbol współczesnej kobiety z wielkiego miasta, będzie miała ciężko w nowej rzeczywistości. Ci, którzy od jesieni wytyczają nowe kierunki w "sztuce życia", wolą inny niż stereotypowy podział: kobieta siedzi w domu i rodzi dzieci, mąż pracuje i te dzieci płodzi (a w nagrodę parę groszy od państwa). Kobietom, które nie chcą (narazie lub w ogóle) zgodzić się na ten archaizm, zostaje już i tak przeludnione miasto kobiet.

Kobiety jutro. Współczesne Polki zachowują się jak ich babcie podniesione do kwadratu. Prawo głosu wywalczone, czas na resztę. Chciałem zapytać na koniec jakie będziecie jutro, drogie panie, ale zza pleców usłyszałem odpowiedź: tajemnica...

* tekst ukazał się w marcowym numerze miesięcznika Dlaczego

3 Comments:

Anonymous Anonimowy said...

Mimo wszystko dziekujemy za zyczenia...hihi:)

10:46 PM  
Anonymous Anonimowy said...

Niełatwo być kobietą - w dzisiejszych czasach. Dręczy mnie myśl... że skoro jest "równouprawnienie"... to niby dlaczego kobieta - ambitna, mądra - zarabia mniej niż mężczyzna... ?

Dlaczego tyle ofert pracy (kobiet) jest odrzucanych przez pracodawców... ? Bo nawet jeśli mężczyzna bardziej leniwy, mniej wykształcony... to w końcu "facet to facet"... ?

Dlaczego to właśnie kobieta "odwala" w swoim życiu dwa etaty... ? Jeden w pracy. Jeden w domu.

Kto właściwie w dzisiejszych czasach potrafi kobietę docenić...?

Tajemnica...? Zapewne. Tej, której jeszcze my - kobiety nie poznałyśmy. I tej - której zapewne już nie poznamy.

Pozdrawiam,
Kamila (Bydgoszcz)

3:33 PM  
Anonymous Anonimowy said...

Czy tylko takie kobiety poznał Pan w swoim życiu?

10:42 PM  

Prześlij komentarz

<< Home