07 lutego 2006

H. na miarę naszych czasów

Mówią, że współczesność cierpi na deficyt bohaterów. Brednie. Owszem minęły lata wielkich królów, którzy przemieniali drewno w kamień, ale jak na nasze małe czasy też mamy całkiem niezłych rewolucjonistów. Jednego z nich poznałem w zeszły czwartek, przeglądając "Wyborczą". Nazywa się Hubert H. Męczy mnie, że nie znam nazwiska w całości ale pal licho. Pan H., jako pierwszy Hubert w Polsce, został oskarżony o znieważenie nowej główki państwa. I choć ciągają biedaka po sądach znalazłem dla niego wyzwolicielski paragraf.

Tydzień po pierwszym otwarciu IV RP, czyli dzień przed końcem roku, pan Hubert siedział sobie spokojnie na Dworcu Centralnym w Warszawie. Może był ciut za bardzo przechylony do przodu i nogi lekko mu się rozjeżdżały, a z pyska kapała ślina, ale to nie powód, żeby go ruszać. Policjantom jednak chuch pana Huberta wydał się podejrzany. Kiedy zasłonili mu widok na osobowy do Kijowa nie wytrzymał, puścił wiązankę. Zaczął od subtelnego zwrotu "wy, kmioty Kaczyńskiego" ale, jak to ujął potem prokurator, "słów tych było wiele i wszystkie one miały charakter zniewag głowy państwa". Epitety odnosiły się kolejno do "Kaczyńskiego" (bez imienia), "prezydenta" (ale bez dokładnych wskazówek), "kaczek" (ponoć wiadomo, co miał na myśli) i "Kaczyńskich" (czyli, wiadomo, obu braci). Niebiescy nie byli wyrozumiali dla pana Huberta, uznali, że przegiął i odstawili do wytrzeźwienia. Ich przełożona, czytając notatkę z zajścia, którego bohaterem był "prowadzący wędrowniczy tryb życia" pan Hubert, postanowiła nadać sprawie bieg godny nowych czasów. Przesłuchano naszego prymusa, przestudiowano jego życiorys, przepytano jemu podobnych Hubertów i dopisano dwadzieścia nowych stron do kartoteki. Sprawa jest w sądzie.


Pomyślałem, ilu jest ludzi, którzy każdą grzywnę za pana Huberta zapłacą, prawda? Ale czytam dalej i widzę, że może nie będziemy musieli się ściepywać. Brat prezydenta powiedział Olejnik&Kublik, że jeżeli ktoś weźmie przykład z jego zachowań z roku '93, kiedy palił kukłę Wałęsy (Kaczyński woli mówić, że jej nie gasił) to owszem "będzie to coś nieładnego, ale to się dzieje na całym świecie". Taka osoba po sądach ciągana nie będzie - obiecał. Moim zdaniem prezes, jak to ma w zwyczaju, robi sobie z nas jaja ale, panie Hubercie, może to jest szansa na wolność dla pana?


Historia 31-letniego Huberta H. spod Leszna przypomniała mi jedno z opowiadań Mrożka. Po zmianie tytułu z przewrotnego "Wesołe miasteczko" na dosłowny "Dom wariatów", będzie pasowało jak ulał do naszych czasów.

Narrator odwiedza psychiatryk. Na sali siedzi czterech panów. Żaden się nie rusza. Podchodzi do pierwszego. Ten przedstawia się jako karuzela. "Jeżeli jest pan karuzela, to dlaczego pan się nie kręci?". Karuzela zabija narratora wzrokiem. Z pogardą w oczach tłumaczy mu co znaczy właściwa natura rzeczy. Ustalają, że ruch to zjawisko pozorne, że istotą karuzeli jest oś, dookoła której obraca się cała reszta. Jako oś - mówi karuzela - nie mogę się przecież kręcić.


Gdzie w tym wszystkim jest pan Hubert? Zwracając się do policjantów per "kmioty Kaczyńskiego" udowodnił, że im mniej nas kręci to, co dookoła, tym bardziej jesteśmy sobą.


2 Comments:

Anonymous Anonimowy said...

Piękna pointa :-). Czyżbyś wreszcie nabrał właściwego dystansu do rzeczywistości? ;-))
pozdr

4:44 PM  
Blogger Jarosław Kuźniar said...

Boję się Piotrze, że to wypadek przy pracy....

10:56 AM  

Prześlij komentarz

<< Home