01 lutego 2006

My 28.01.06

Nie wiem jak powinno brzmieć pierwsze zdanie. Boję się ruszać drugie. Wciąż brakuje mi pomysłu na każde kolejne. Następny akapit zaczną ludzie ale co z tym?

Cholera mnie bierze, kiedy nazajutrz po takich tragediach światek dziennikarski zapomina o wydarzeniu i zaczyna się rozliczać. Z szybkości, z ilości słowa na antenie, tego kto podał jaką liczbę zabitych, kto się mniej przy tym pomylił, gdzie prowadzący mieli lepiej dostosowany tembr głosu. Trwa przerzucanie się ilością reporterów, czasem ich wysłania, miejscem zakwaterowania, wielkością popełnianych przez nich błędów, jakością sprzętu, etc. I choć te kominukaty wypływają z każdej redakcji, tak naprawdę są komunikatami wewnętrznymi. Interesują jedynie światek. Wygląda to mniej więcej tak jakbyśmy z Marsa nadawali program dla Ziemian.


Nie, nie jestem hipokrytą. Oczywiście, że współuczestniczę w tej transmisji już kilkanaście lat i wiem kiedy coś gra tak, jak powinno, albo nie. Przez niedzielę i poniedziałek słuchałem ludzi, którzy na antenie mojej stacji dzielili się swoimi refleksjami. Widać po ich słowach, że trzy dni narodowej żałoby, to dla większości Polaków za długo. Niektórzy w ogóle nie zauważyli, że w tych dniach czas płynie inaczej, z innymi cierpienie zostanie na pewno na długie tygodnie. O ile jednak niedziela była dniem współczucia i spontanicznej pomocy, o tyle poniedziałek przypominał salę sądową i strażacką remizę.

Ludzie pytali kto jest winny śmierci miłośników gołębi i ostrzegali przed ogromnymi czapami śniegu na dachach w ich okolicy. Ktoś zadzwonił z grafomańskim wierszem o tragedii, ktoś inny sugerował zamach terrorystyczny. Ślązacy cały czas dopominali się żeby mówić o wypadku w Chorzowie, a nie Katowicach, bo "to, że nie ma drutów kolczastych na granicy miast nie znaczy...". Miłośnik Deep Purple dopytywał czy będzie bezpieczny na koncercie w Spodku. Kierowca wyliczał, że w zeszłym roku w pięćdziesięciu tysiącach wypadków na drogach, zginęło pięć i pół tysiąca ludzi, czyli każdego dnia ginęło piętnaście osób i nikt nie robił z tego tragedii. Bardzo szybko odezwali się gołębiarze, że oczywiście zginęli ludzie ale kto pomoże ptakom?

Pojedyncze głosy pytały ze spokojem dlaczego tylko w takich momentach milkną spory, do głosu dochodzi rozsądek, budzi się rozum. Zastanawiam się co musiałoby się złego stać, żeby do tej mniejszości dołączył chór reszty narodu? Chyba tylko nowy potop.

2 Comments:

Anonymous Anonimowy said...

Jarku,
już w dziesięć sekund po fakcie to rozliczanie z szybkości i jakości rozpoczynają sami słuchacze. A właściwie - internauci. Wbrew pozorom, to nie ta sama kategoria ludzi. Zresztą, wiesz o tym: kiedyś pisałeś o języku internetowych blogów i "bogactwie" prezentowanych tam światopoglądów (w cudzysłów mógłbym wziąć także i to słowo). Kuleją tak samo, jak inteligencja większości z używających internetu. Chodzi tylko o to, żeby jednych "wbić w błoto", a dowartościować innych. Kontekst się nie liczy.
Z całkiem drugiej strony odbiornika - sam słyszałeś - wcale nie chodzi o to kto i co. Chodzi tylko o efekt PR ;-)

8:54 PM  
Anonymous Anonimowy said...

Jedni mówią, że z nas hieny, inni wytykają palcem za to, że w ogóle śmiemy puszczać muzykę. "Dajcie spokój rodzinom" vs. "Mamy prawo wiedziec, to takze nasza tragedia"... "Te bestie się bawiły w czasie żałoby"... "Pozamykac kina"... "Prosimy o podanie na antenie nazwy kalcelarii Iksiński i Ygrek, będziemy pomagać ofiarom"...
Oskarżenia, manifestacje żalu, syreny, świece w oknach, wypuszczane na mróz białe gołębie... za miesiąc będzie to samo, ale wtedy ludzie podniosą krzyk tylko na jeden dzień, a za rok może tylko na tą chwilę ciszy, którą pewnie ktoś zarządzi...

Nie pierwszy raz i nie ostatni. Każdy robi to to umie nalepiej.

ps. Dzięki za te ostatnie dni, tak oficjalnie :)

11:19 PM  

Prześlij komentarz

<< Home