16 sierpnia 2005

Błędnie zakręceni

Co może łączyć Polskę z Samoa? Nie wiem, ale wiem co dzieli: numer kierunkowy, tysiące kilometrów, klimat (oj bardzo) oraz liczba i zachowanie mieszkańców. W swobodnym przybliżeniu na jednego Samoańczyka przypada dwieście dwudziestu sześciu Polaków. Mój Boże, współczuję Samoańczykom, bo to fajni ludzie są. Taki Shaka Salo; przyleciał mocno spóźniony do Helsinek na mistrzostwa świata w lekkiej atletyce. Miał startować w pchnięciu kulą ale - jak wyjaśnił w Gazecie Wyborczej - spóźnił się na samolot. Najbliższa maszyna była tak późno, że kiedy wesolutki pan Salo dotarł na miejsce, mógł jedynie rzucać dyskiem lub młotem. I znowu pech - było po kwalifikacjach. Został mu oszczep. Shaka przebrał się, wziął rozbieg, rzucił... Wynik: 41 metrów, dwa razy bliżej niż reszta. Widownia oszalała na punkcie Shaki.

W Teleexpressie mówią na takich jak Shaka Salo "pozytywnie zakręceni". Cechy szczególne: uwielbienie absurdu, luz i radość życia rozciągnięte do granic możliwości, robienie wbrew naturze i zdrowemu rozsądkowi. Czy państwu to czegoś nie przypomina? Ciepło. Tak jest! Świat zachwyca się jednym zbłądzonym Shaką, a iluż my w Polsce mamy takich bohaterów. Może nie pozytywnie, raczej błędnie, ale jednak zakręconych. Jest więc coś, co łączy Polskę z Samoa.

Gdyby tak zrobić mistrzostwa świata w lekkiej (lepkiej?) polityce na Wiejskiej w Warszawie. Już słyszę Babiarza. - Tak, proszę państwa, zawodnik z numerem dwunastym, w rozchełstanej biało-czerwonej koszuli lidera, zbliża się do mównicy. Zaczesuje nabrylantowaną grzywkę, światła kamer odbijają się od uniesionego hen, wysoko, mocno opalonego czoła. Wreszcie dopadł mikrofonu, nabiera powietrza, uwaga, czas start! Tu scenariusz byłby pewnie zerżnięty z niejednej debaty, taki mix plugawych pomówień, bezczelnych odpowiedzi na prośby marszałków, buty i słomy podlanych gnojówką.

- Ale niczego nie przesądzajmy, drodzy państwo, poziom pretendentów do medalu w rzucie błotem jest wyjątkowo wyrównany. Nasza kadra, jak wiemy, nie ma sobie równej na zachód od Wisły, a wschód wystraszył się brakiem miejsc na stołecznej chirurgii szczękowej. Więc mamy spore szanse na podium. Popatrzmy, bo oto kolejny zawodnik. Wielki człowiek, jak o nim mówią złośliwie rywale. Podchodzi do wiadra z krajową mieszanką, ugniata, modeluje, zgina w łokciu prawą rękę, lekki rozbieg. Oj, potknął się, prawie całe łajno zostało na linii startu. Co za pech, dobrze, że państwo tego nie czują... Tyle razy ćwiczył, zawsze spadało na lewo od marszałka, a tu taki obciach.

Podsłuchiwałem potem konferencję prasową obu reprezentantów. Pierwszy mówił, że zabrał się za sport, jak mu komornik z bankiem wieprze zabrali, drugi, że miał powołanie do narodowej kadry koszykarzy ale sponsor się wycofał, czy niemiecki był? Kazali pozdrowić Shakę Salo, zagrozili, że jeszcze mu pokażą.

Rzeczywiście, porównując osiągnięcia, godny przeciwnik.

1 Comments:

Anonymous Anonimowy said...

Niezły kawałek :)

9:29 PM  

Prześlij komentarz

<< Home