17 sierpnia 2005


Na szczescie niewielu idzie w przeciwna strone...

5 Comments:

Anonymous Anonimowy said...

No tak pod prąd trudno iść;))i czasem nawet nie trzeba, aczkolwiek są wyjątkowe sytuacje, gdzie akurat należy, ale w normalnym życiu można zastosować hasło: "Go with the flow" czyli płyń z prądem, co akurat nie ma nic wspólnego z konformizmem, ale z takim pogodzeniem się z tym co niesie życie, a bywa, że niesie same dobre rzeczy :)))

5:29 PM  
Blogger Jarosław Kuźniar said...

...a ja tylko pisalem, ze waska ta sciezka:)Dziekuje za Pani inteligentna obecnosc.Klaniam sie.Autor

5:46 PM  
Anonymous Anonimowy said...

Czasem sama się dziwię jak bardzo mnie te fotografie uspokajają i ...inspirują. A wszystko dzieje się w ułamku sekundy. I tak trzeba trzymać (obustronnie:)

2:51 PM  
Anonymous Anonimowy said...

Zastanowiłam się kiedyś nad samą formą blogu czytając artykuł o tym, jak to politycy jednego z krajów europejskich wykorzystują go do komunikacji z wyborcami. Ot, nowe narzędzie i znak czasów. Blog ma to do siebie, że "żyje", że mam po drugiej stronie Autora,z którym mogę wymienić myśli i innych czytelników. I to jest fajne. Ba, zaczyna być naturalne, choć zawsze się czeka na "wejścia" Autora i nawet jeśli wiemy, że jest Pan człowiekiem z krwi i kości takim jak my, to jakoś nie chcemy się pozbyć tej maleńkiej ekscytacji, bo po co? Tak jest ciekawiej. Ale jednak z książką czuję się bezpieczniej. Podpisuję ją (czasem), chowam pod poduszkę, ona i jej zawartość jest cała moja i żyje w mojej wyobraźni. Blog to wolna przestrzeń z zaletami, ale i wadami. Zaleta to możliwość w jakimś sensie bezpośredniego kontaktu, wada to wpłynięcie różnych ludzi z różnymi treściami albo nie daj Boże podszywanie się, choć tu nigdy się to nie zdarzyło. Ale jak się tak jeszcze zastanowię dużej to w życiu też nie zawsze wiemy z kim mamy do czynienia. Też jest wybór między ufnością a ostrożnością. Najlepiej wybrać pewnie ostrożną ufność:). Człowiek jak ma w sobie naturalną ufność to się czuje jak (radosna)ryba w wodzie, ale jak mu ktoś trochę tej ufności zabierze to zaczyna się lekko dusić, więc jako ta ryba chyba lepiej wrócić do wody? Nawet do tej z ograniczoną (wobec nas)odpowiedzialnością, bo niczego nam nie zagwarantuje:)

11:46 AM  
Anonymous Anonimowy said...

Hmmm... jak tak zerknę potem na to,co ja tu u Pana spontanicznie "nafilozofowywałam" (się) to dochodzę do wniosku, że klarowny to ten mój wywód nie jest;).I te życiowe metafory! Ryba w wodzie :))!A tak dla ścisłości tych mętności to chodzi o to, że nawet gdzieś tam "zranieni" i uostrożnieni musimy wybrać czy będziemy się "dusić" w świecie nieufnym (dorosłym?) czy jednak odważymy się jeszcze raz (i pewnie nie ostatni:) zaryzykować i zaufać czyli skoczyć do tej wody, choć nigdy nie mamy pewności jak ten skok się skończy potem. Boże, kończę już tą filozofię dla ubogich. Aha, polecam artykuł Zbigniewa Basary w "Wysokich Obcasach" - "MIESZKANIE NA MANHATTANIE" czyli dla mnie zabawne studium nowojorskiego, a to znaczy, że "najwyższej klasy" snobizmu. Najlepszy w tekście jest fragment o paniach z zarządu tzw. co-opów, które selekcjonują(ostro! niczym KGB)kto ma prawo kupić tam mieszkanie. Pieniądze to nie wszystko( a jednak;). Członkowie(-kinie) zarządów co-opów decydują nawet o tym jakie mogą być kwiaty w wazonach lobby czy jaka jest ostateczna dopuszczalna waga psa(sic!). Jest w tekście wiele innych zabawnych szczegółów.Panie z zarządów niechętnie patrzą na potencjalnych-kupców- kawalerów, bo ponoć mogliby w przyszłości przyprowadzić piękne żony, a te z kolei mogłyby uwieść męża szefowej zarządu. Ech, ten Nowy York...

6:43 PM  

Prześlij komentarz

<< Home