01 sierpnia 2007

Brak odpływu

Mistrz radia, Andrzej Woyciechowski mówił, że nie ma głupich pytań, są tylko głupie odpowiedzi. Od dwóch tygodni pławimy się w morzu takich. Mam wrażenie, że politycy pokonali nawet siły natury – trwa permanentny przypływ, odpływ zaniknął. Z szacunku dla Czytelników i z autoszacunku nie chcę nawet próbować zrozumieć kto i w co gra.

W normalnym świecie zdrada jest tak bolesna, że nikt, kto ma honor nie odważy się czekać na kolejną w tym samym związku. Ale świat polityki po pierwsze nie jest normalny, po drugie cierpi na deficyt honoru. Ciągłe pytanie o datę wyborów jest co najmniej żenujące. Najgorsze, że media w tym zalewie głupoty tracą poczucie ważności spraw.

Odszedł Bergman, odszedł Antonioni. Usnęli dzień po dniu. Ojciec odszedł spokojnie i łagodnie – mówi Eva Bergman. Czy ktoś ich zastąpi? Nie, przyjdą (już przyszli) inni, zrobią inne kino. Życie wygra ze śmiercią. Krytycy wspominają, że Bergman robił z kina konfesjonał, spowiadał się widzom ze swoich ułomności. Czekał na rozgrzeszenie i dawał je zarazem.

Dystansu znanego z wielkiego kina brakuje współczesnym mediom. Oczywiście trzeba znać skalę, ale mimo wszystko zbyt łatwo dajemy się wciągać w złą zabawę. Dajemy się wodzić za nos ludziom, których widoku powinniśmy oszczędzić naszym widzom. Im szybciej, tym lepiej. Dla wszystkich.

10 Comments:

Anonymous Anonimowy said...

Wyborcza napisała że takiej tragedii dla sztuki światowej nie było od czasu kiedy jednego dnia zmarli Szekspir i Cervantes.
Z drugiej strony - mieli długie pełne życie, a my mamy filmy. Chyba to mimo wszystko happy end.

ps. Polityki nie komentuję - wybacz.

6:53 PM  
Anonymous Anonimowy said...

Tak było, jest i będzie.
Czasem zastanawiam się, czy te "złe gry" nie stoją gdzieś na pograniczu etyki w mediach... lub jej braku. Osobiście wiem, jak łatwo jest (w dzisiejszym świecie) zatracić gdzieś tę granicę... i stracić "wyczucie".

Pozdrawiam z Bydgoszczy!
Ka

7:26 PM  
Anonymous Anonimowy said...

perła,perła!!!!!

8:08 PM  
Blogger Marta said...

w aktualnej polityce jest deficyt zbyt wielu rzeczy, a w kinie jest deficyt dystansu i Wielkości.
mam wrażenie, że wielkość = ilość zarobionych pieniędzy. niewiele ponad to. dziwne i przykre, choć mam tyle lat, że możnaby stwierdzic, ze jestem wychowana w dobie własnie tej drugiej wielkosci i deficytu.
oby to się zmieniło, kiedyś.
pozdrawiam

8:47 PM  
Anonymous Anonimowy said...

Nic dodać, nic ująć!
Nawet nie próbuję już zrozumieć o co chodzi naszym politykom. To takie przeciąganie liny. Tylko gdzie w tym wszystkim jest miejsce dla takich szarych misiów, jak my...
Pozostaje tylko mieć nadzieję, że jutro będzie lepiej, bo chyba już gorzej być nie może, prawda?

Szacuneczek
Anula

10:36 PM  
Anonymous Anonimowy said...

Dobrze przynajmniej, że dziś, w 63 rocznicę powstania (i moich 23 urodzin;) politycy dali nieco na wstrzymanie...
Piszę pracę magisterską o Bergmanie i w poniedziałek, czytałam, co o nim pisano i mówiono w naszych mediach i co napisały wszystkie większe gazety szwedzkie (przywilej znających co nieco ten piękny język); u nas prawie każdy zapytany krytyk silił się (zupełnie niepotrzebnie moim zdaniem) na ogólne peany, które tak naprawdę niewiele mówią o niepowtarzalności Bergmana (bo uniwersalny wymiar ma też kino Antonionego), podczas gdy w Szwecji skupiono się głównie na suchych (i dokładnych, co zrozumiałe) faktach; na ewentualne uwagi pozwalają sobie chyba tylko aktorki i aktorzy z nim wspólpracujący. Dzięki takim wypowiedziom można spojrzeć na Bergmana z nieco innej strony; jako na człowieka, reżysera, ale przede wszystkim na człowieka, który w swoich filmach nie tyle próbował coś opowiedzieć, ale przede wszystkim "zaczepiał" odbiorcę, nie dawał mu spokoju, prowokował do zadawania sobie pytań, a nade wszystko - pokazywał właśnie spotkanie CZŁOWIEKA Z CZŁOWIEKIEM. W skali jeden do jednego. O takich podstawowych rzeczach w polskich peanach mało kto wspominał...
Nie mówiąc już o jego teatralnych, w ogóle poza Szwecją nieznanych, dokonaniach...
Cóż... szkoda mi też tego, że kiedy wreszcie uda mi się dotrzeć na Faaroe (co planuję w przyszłym roku) odwiedzę już niestety tylko grób. (Przy okazji: w każdym serwisie informacyjnym źle wymawiano nazwę tej wyspy. poprawnie powinno wymawiać się to "Fore". to tak gwoli ścisłości;))
trevlig kvaellen[miłego wieczoru]
M. teatrolożka in spe :)

11:31 PM  
Anonymous Anonimowy said...

ostatnio czuję się jak niejaki Phil w "Dniu Świstaka"...:

dzień pierwszy:rano jadę do pracy, w radio mówią, że zmarł zanany reżyser,oglądam wieczorem tv, Samoobrona grzmi, że koalicja została zerwana...

dzień drugi:rano jadę do pracy, w radio mówią, że zmarł zanany reżyser,oglądam wieczorem tv, Samoobrona grzmi, że koalicja została zerwana...

zaraz, zaraz... to przecież było wczoraj...
zastanawiam się co takiego zrobiłam życiu, że mi sie zacięło, bo przecież Phila ten powtarzający się dzień nękał za karę... za co więc mnie...??? Phil z każdego kolejnego dnia wynosił coś nowego, co pozwalało mu ulepszyć ten kolejny... ja nie mam wpływu na toczące się wydarzenia, więc z dnia na dzień wyłączam się coraz bardziej...

film kończy się happy endem więc nie pozstaje mi nic innego jak z wiarą czekać na ten happy end...

pozdrawiam

8:01 PM  
Anonymous Anonimowy said...

A dla mnie ten tydzień to przede wszystkim rocznica Powstania. Jak zawsze ze wzruszeniem patrzyłam i słuchałam pokazywanych w tv powstańców, takich już słabych. Największy zaś niesmak gdy tuż obok nich w serwisach pojawiały się takie twarze jak pana Andrzeja L. i jego kompanów.
ps. Panie Jarku świetna rozmowa w sobotnim Poranku z europosłem Czarneckim i posłanką Lewandowską.
Cudne to było:) Zwłaszcza próba tańca:))
Pozdrawiam serdecznie.
Anneczka

12:21 PM  
Blogger Malina said...

A ja marzę o powrocie do krainy niewinności, uczciwości i zaufania. Marzę o tym, by kiedy znów usłyszę, że z ludźmi tego pokroju nie można współpracować, nie wzruszę ramionami i nie powiem sobie w duchu: taaaaaaak, jasne. Co ja mówię?! O jakim powrocie...

Niestety nikt z nas nie jest w stanie przekonać opętanych żądzą władzy kmiotków, że dla nas - maluczkich, których ponoć reprezentują - słowa takie jak honor mają nadal sens. Mimo wszystko.

11:08 PM  
Anonymous Anonimowy said...

i w związkach gdy chodzi o tak wielki żłób - honor chowa się do kieszeni...
normalny świat, o którym Pan pisze, to część każdego z nas ukryta gdzieś głęboko, nie opłacalna...w normalnym świecie nie istnieje zdrada- bo jest tam honor... mało kto ma dość odwagi by żyć w takim świecie...
ten świat w którym żyjemy to kasa, zdrada i zacieranie granic... gdzie dobry smak, kultura, odwaga, naturalność...?
nie ma wolności, wszystkie myśli trzeba ubierać w pozory, wciskać między wiersze, potem opleść odrobiną ironii, a na koniec dodać szczyptę sztucznego uśmiechu...
więc jaka to wolność?
Cenię u Pana to , że mam Pan więcej odwagi od innych... daje pan taką małą wolność...:D


Proszę wybaczyć moje długie i chaotyczne wywody...

Pozdrawiam.

12:44 PM  

Prześlij komentarz

<< Home