30 sierpnia 2006


Lipcowy Zawrat.

pis Pluton

Nie zdziwiłbym się, gdyby Plutona zdeplanetyzował ktoś inny. Nie astronomowie na konferencji w Pradze, ale premier Kaczyński czeszący kota na żoliborskim balkonie. Mistrzowie odwracania pupila prezesa ogonem pokazali w minionym tygodniu, że taran powinien zastąpić orła w logo ich partii. Wprawdzie nie spodziewałem się po nich niczego innego ale przyznam, że potrafią zaskoczyć. Niemile.

Szkoda miejsca na pisanie o nocnym posuwaniu w parlamencie ustawy samorządowej, o nie posuwaniu ze stołka Macierewicza, o chamstwie, bucie, wstecznictwie władzy, bo wszyscy wszędzie na ten temat się rozgadują. Prezydent Roosevelt już na początku zeszłego wieku przewidział nasz problem. Mówił, że "mógłby wystrugać lepszego człowieka z banana". Trudno, nie udało się.

Wiem, że o nieżyjących można mówić tylko dobrze, ale z drugiej strony nie powinno się kłamać. Miałem w liceum matematyczkę, która z lubością doprowadzała mnie na skraj psychicznej wytrzymałości. Uwielbiała udowadniać, że obrażam ją samym przychodzeniem na jej zajęcia. Taki poseł Artur Zawisza w spódnicy. Byłem wieczorem po kilku lampkach wina kiedy wczytałem się w zaległy wywiad z "adoptowanym dzieckiem prezesa", jak to zatytułowano w "Dużym formacie". Państwo pozwolą na kilka cytatów.

DUMA: "Na KUL byłem autorem odezwy w sprawie ludzi długowłosych. Uważałem, że na egzaminach trzeba ich traktować sceptycznie. Uniwersytet nie jest obowiązkowy - niech więc długowłosy kandydat poszuka sobie miejsca gdzie indziej". SZCZEROŚĆ: "w 1997 straciłem pracę (...). Myślałem: rząd AWS, koledzy ministrowie, posłowie, szybko coś znajdę". Kompletna IGNORANCJA pojawia się przy sprawie państwowych 20 tys. zł dla jego żony za film reklamowy o Poczcie Polskiej: "(...) żona ma artystyczną duszę, budowała nasz dom, urządzała go. Kobieta z polotem". ZAŚLEPIENIE: "(...) w braciach Kaczyńskich najbardziej cenię arystotelesowską cnotę dzielności. To ludzie najdzielniejsi z dzielnych. Kulom się nie kłaniają. Nie ma drugich takich". ZAŚCIANEK: "Dom, łąka, ciocia, podwórko, kościół - to są miejsca spotkań", mówił Zawisza pytany dlaczego jest przeciwko supermarketom. Tylko w jednym się z nim zgadzam, że cywilizacja hipermarketowa w wielu przypadkach może prowadzić do dehumanizacji. Problem w tym, że receptą nie jest zamykanie sklepów, ale praca nad społeczeństwem u podstaw. Z drugiej strony kto ma pracować? Giertych?!

Zawisza jaki jest każdy przeczytał, ale takich żołnierzyków "najdzielniejsi z dzielnych" zgromadzili wokół siebie setki. Strach się bać kiedy otwierają usta. W niedzielę u Moniki Olejnik w Radiu Zet Mariusz Kamiński (PiS) zachwalał, że "wszyscy są zadowoleni z rządów koalicji". Wtrącił się Jan Rokita ze słuszną konstatacją, że jednak "nie wszyscy". "Ich nikt nie traktuje poważnie", podsumował Kamiński. W istocie, zagłuszanie zdrowego rozsądku to jest pogłębiająca się choroba obecnej ekipy.


Poczatek Orlej Perci, idac od Zawratu.

28 sierpnia 2006

Miłość pod Lupą

To cytaty do wieczornego lub nawet nocnego wspólnego zgłębiania ale co zrobić, kiedy znajdujemy je w zaległej prasie nad poranną kawą.

Krystian Lupa, lat 63, mistrz teatralnej reżyserii w "Wysokich Obcasach" opowiada o miłości. Mam wrażenie, że zarówno pytający jak i odpytywany są po butelce wina każdy, bo często odlatują. Szczęściarze.

"Poszukiwanie drugiego człowieka jest takim szukaniem na kupie kamieni albo na górze śmieci. Jesteśmy skazani na to, co leży na wierzchu", mówi Lupa.

Kilka pytań dalej dodaje: "W miłości bardzo często się zdarza, że anioł staje się kurwą, i to w ciągu pół godziny. A później znów jest aniołem".

Nie podoba mi się jego podejście do wierności ("wierność to nie jest powiedzenie: nigdy się nie zdradzimy") ale podoba mi się jego lekkość myślenia o miłości.

Chętnie przeczytałbym wywiad z Lupą zrobiony przez Głowackiego. Trudno znaleźć lepszych cyników niż oni.


25 sierpnia 2006


Jedno z wielu podobienstw Albanii do Polski polega na tym, ze asfaltu starcza jedynie na srodek drogi.


Lipcowe przeupalne poludnie w albanskim Szkodar.


To pierwszy "obywatel" Albanii, ktorego spotkalem na swojej drodze.

22 sierpnia 2006


Schowany wsrod cyprysow meczet w Starym Barze.

Proboszcz Kaczyński


Usłyszałem: "wakacje pomogły - przestali cię wkurzać, zaczynasz się z nich śmiać". To był komentarz do mojej reakcji na kolejną słowną masturbację wicepremiera Leppera. Panowie nie dają od siebie odpocząć. Ale po roku wymuszonego współżycia z nimi, chcąc nie chcąc, pianę na ustach zastępuje politowanie. Tyle się tego nazbierało, że najpopularniejszym zajęciem Polaków staje się satyra. Pamiętajmy jednak, że polskie prawo od amerykańskiego różni się tym, że polskie gwarantuje wolność wypowiedzi, a amerykańskie wolność po wypowiedzi.


Moja wakacyjna prasa była pisana cyrylicą, dlatego głównie przeglądałem zdjęcia. Teksty, które czytam teraz w rodzimych gazetach też są bardzo obrazowe. Wiktor Osiatyński, przyjaciel mistrza cynizmu Janusza Głowackiego, przypomina w "Wyborczej" swój esej sprzed lat o Machiavellim. To ten pan, który zakładał, że "człowiek jest ze swej natury zły" i trzeba go poprawić, bo sam sobie nie poradzi. Tak wyczyniają od roku z nami. Traktują jak niepełnosprawnych na ciele i duchu, których trzeba otoczyć specjalną opieką żeby nie zagrozili rewolucji. Osiatyński przypomina jak skończył Machiavelli - w opuszczeniu i zapomnieniu.

Nawet malarze zamiast o sztuce mowią współcześnie o polityce. Wilhelm Sasnal w "Wysokich obcasach" ocenia prezydenta Kaczyńskiego jako "prowincjonalnego proboszcza", "wstecznego patriotę", który "straszy (obywateli - jk) duchami i odprawia czary". Przyznają państwo, że ładnie namalowane.

Zaraz, gdzie ten humor, o którym było na wstępie? Gdyby, wzorem "srebrnych ust Trójki", przyznawać "złote kaftany bezpieczeństwa" pierwszą trójkę (przepraszam kolegów z Myśliwieckiej) widziałbym jak następuje. Miejsce pierwsze - prezydent Lech Kaczyński i jego lipcowe rozwolnienie, na miejscu drugim - Kazimierz Marcinkiewicz ze swoim grafomańskim blogiem, na miejscu trzecim - przyjemnie piersiasta Marzena Cieślik, miss, która wielbi panów z pis. Nagroda za dorobek życia również dla prezydenta - za historię z Irasiadem (a raczej Irą, która nie chciała usiąść, choć treser prosił).

"Pielgrzymowanie jest szalenie ciekawą formą modlitwy i refleksji nad swoim życiem", pisze blogger Marcinkiewicz. "Człowiek będąc w drodze (...) łatwiej zastanawia się nad drogą swojego życia. Nad tym dokąd zmierza, dlaczego i z kim (...)". Chciałbym zakończyć w klimacie tego Klasyka. Obecnie obywatelskie pielgrzymowanie w Polsce, rozważania nad sensem podróży w głąb swojego jestestwa, skutecznie utrudnia wciskany pątnikom na siłę kompas z demobilu. Módlmy się o jego nowoczesną wersję.

21 sierpnia 2006


Na pierwszym planie... samo zycie. Na drugim ruiny czarnogorskiego Starego Baru.

17 sierpnia 2006


Stanowiska rybackie w Ulcnij, ostatnim miescie Czarnogory tuz przed granica z Albania.


Mostar, Bosnia i Hercegowina. Widok z wiezy meczetu na historyczny, odbudowany po wojnie most.

13 sierpnia 2006


Prawdziwe Damy sa wsrod nas. Powyzej mieszkanka starowki w czarnogorskiej, portowej Budvie. Lekko zdenerwowana chlopcami, ktorzy psuja jej spokoj gra w pilke. Uciszy ich za chwile...

09 sierpnia 2006


Jeden z kanionow w Durmitorze, najwyzszym pasmie gorskim Czarnogory.

Jak mewa na polu pszenicy, tak się czuję po powrocie do kraju. Jakby mnie odstawili z powrotem Tralfamadorczycy z "Rzeźni numer pięć" Vonneguta. Miesiąc sam na sam ze sobą w podróży na jeden z końców świata to jest i dużo i mało zarazem. Wystarczająco żeby poznać dziesiątki nowych miejsc i ludzi, za mało żeby to przyswoić. A może o to chodzi? Widzieć ale się nie przyzwyczajać. Andrzej Stasiuk w "Jadąc do Babadag" książce, która była jednym z moich przewodników pisze, że "w dawnych czasach każda daleka podróż wyglądała na ucieczkę". Tak było również w moim przypadku, znaczy czas stoi w miejscu.

Widać to także po powrocie, kto wie czy nie wyraźniej. Kiedy piszę te słowa za moimi plecami telewizja wyświetla dziedziniec ministerstwa rolnictwa, na którym garnitur w sutannę stoją wicepremier Lepper i prymas Glemp. Znajomi mówią mi z przerażeniem w oczach, że niedawno w Sejmie modlili się o deszcz. Czytam, że nowy premier wypoczywa ściana w ścianę z bratem, zaś Marcinkiewicz z premiera stał się bloggerem. Zastanawiam się czy jest jeszcze coś w stanie zawstydzić mnie w tym kraju?

Spędziłem tydzień w Ulcinij, ostatnim mieście Czarnogóry przed granicą z Albanią, a pierwszym w tym kraju, w którym pojawiają się meczety. Dziwne miejsce: roznegliżowane młode panny mijają się na ulicach ze starszymi kobietami w białych hustach na głowach, wyżelowani młodzieńcy idą na dyskotekę ramię w ramię z mężczyznami w białych berecikach, którzy odpowiedzieli na wezwanie muezina.

W jednej z knajp wzdłuż zatłoczonej drogi prowadzącej nad morze przysiadł się do mnie starszy spracowany i przepalony papierosami człowiek. Uciekł tu w czasie wojny z Kosowa. Niedawno wrócił z Niemiec, gdzie pracował jako szklarz. Stukamy się szklaneczkami z piwem, zapalamy lokalne papierosy. Pyta skąd jestem. - Holland? - dziwi się. Poland - poprawiam go. Nie wie, gdzie to jest. Tłumaczę: między Niemcami, gdzie pracujesz, a Białorusią. - A, Bielarus! - krzyczy zadowolony. Zostajemy kumplami; opowiada mi o mieście, wylicza meczety, katolickie kościoły, radzi gdzie jechać, na co patrzeć.


Zdaję sobie sprawę, że mój czarnogórski kompan - według wyobrażeń naszej "władzy" - powinien być ścigany za brak znajomości geografii Europy. Ale może uratują go wakacje prezydencko-premierowskiej parki. Szkoda, że urlop nie trwa wiecznie.

06 sierpnia 2006


To most na Tarze, w najwiekszym kanionie Europy. Dziekuje, ze Panstwo zagladali tutaj mimo wakacji. Poprosze o wolna chwile na zebranie mysli po miesiacu balkansko-adriatyckiej podrozy...