30 listopada 2006

Dziady cz. IV

Dziwnie wszędzie, wściekło wszędzie, co to będzie? Czy coś będzie? Wniosek będzie? Kara będzie? Wątpię. Brak honoru w polityce nie pozwala przegrywać z klasą. Wybory za nami, wyniki są jasne, ale nie każdy chce je przyjąć do wiadomości.

Przeczytałem u Stefana Kisielewskiego stary dowcip: „Wiesz co, wsypałem dziś ojcu proszek od golenia do kawy“. – „No i co ojciec, gniewał się?“. – „Pienił się“. Tak właśnie wyglądał w niedzielny wieczór premier. Właściwie to cenię tego człowieka, jak każdą oryginalną postać, która pokazuje, że można inaczej.

Inaczej widzieć, inaczej odczuwać, inaczej rozumieć, słowem: być w mniejszości. Po pierwszej, wygranej rundzie, premier grzał się w blasku bijącym z wysokiego czoła Marcinkiewicza. Łzy porażki musiała już ścierać żona pana Kazimierza. Jarosław Kaczyński był w tym czasie zajęty dzieleniem na czworo etymologii słowa: przegrana. Żeby było jasne - on i jego polityka nie ponieśli w niedzielę porażki – wyborcy dali się skusić propagandzie „układu“. Głosowali w stanie skrajnego otumanienia, nieświadomi swoich czynów, więc mówienie o wygranej Platformy jest zwyczajnie przegięciem.

Pomyślałem: stare, ale szef rządu znów zaskoczył. Jakie to szczęście, że na horyzoncie Kaczyńskiego zamajaczył Kwaśniewski. Odświeżony wróg to dobry wróg! - „Wraca stare“ - grzmiał premier. - „Musimy się temu przeciwstawić“. Uwielbiam tę nieskomplikowaną logikę: przeciwstawiać się to my, ale nie nam!

21 listopada 2006

Tak na zdrowy rozsądek

Lech W. przed sąd!? Zastanawiam się, czy niedzielna wypowiedź byłego prezydenta bardzo czy tylko trochę ustępuje w treści i intencjach pamiętnym słowom Huberta H. Obietnica, zapowiedź, groźba, autoreklama bezdomnego (nie umiem znaleźć dobrego słowa), że „chu… w dupę włoży i wyru… Kaczki“ okazała się dla prokuratury nie do przełknięcia. Tylko czekać jak Lech W. podzieli los bezdomnego alkoholika.

Tylko patrzeć jak bladym świtem były prezydent wyruszy z Trójmiasta, w suce na przesłuchanie do Warszawy. Kiedy wyciekło, że Jarosław Kaczyński zarzucił w sądzie Lechowi W. inwigilowanie prawicy, ten odwinął się tymi słowy: "Kaczyńscy byli tak malutcy, że w ogóle mnie to nie interesowało. Zorientowałem się, że mają manię prześladowczą. Dlatego rozprawiłem się z nimi wyrzucając na pysk".

Pół biedy, kiedy za lekturę tego cytatu weźmie się laik. Wzruszy ramionami, uzna, że W. taki już jest i trzeba się przyzwyczaić. Ale prokuratorzy pokazali, że w nowych czasach widzą i słyszą więcej. Co będzie jak w wypowiedzi byłego prezydenta doszukają się pejoratywnych określeń najważniejszych osób w państwie i jednej z ważnych części ich ciała? „Pysk” wprawdzie występuje w liczbie pojedynczej ale przecież w odniesieniu do bliźniaków taka oszczędność w słowach jest zrozumiała. Interpretację „małości” bohaterów pozostawiam bez komentarza. Podwładni Ziobro już pewnie mierzą co autor miał na myśli.

Czy są jakieś okoliczności łagodzące w sytuacji Lecha W.? Czy weteran politycznego współżycia z braćmi mógłby liczyć chociażby na wyrok w zawiasach? Umorzenie sprawy? Ułaskawienie(!?). Czy na korzyść byłego prezydenta może przemawiać to, że mówił jako rzecznik większości?

W sytuacji kiedy dotychczasowi oponenci braci dostają rozdwojenia jaźni, kiedy Jan Rokita, nie starłszy jeszcze plwocin Jarosława Kaczyńskiego ze swojego garnituru, głosuje w Krakowie na kandydata pisu, Lech Wałęsa powinien być wolny za zdrowy rozsądek. Po prostu.

18 listopada 2006



Jesien...

15 listopada 2006

Nie będzie niczego!

Mówi się: nieobecni nie mają racji. Głupie stwierdzenie. Nieobecni często mają dystans, którego brakuje obecnym, dlatego powinni być wysłuchani. Profesor Marek Safjan w rozmowie z Gazetą Wyborczą stanowczo ostrzega: „zabraniam mówienia: IV Rzeczpospolita. To jest nieuprawniona nazwa”. Ex „mędrzec” Trybunału Konstytucyjnego zawsze ostatnio stał w opozycji do braci, choć znają się dobrze ze studiów. Szkoda, że tak daleko padają wykształcone jabłka od uczelnianej jabłoni.

Po tym jak nawet durna zielona kotara w lokalu wyborczym zaatakowała premiera nie oczekiwałem jego dobrego nastroju wieczorem. Potwierdziło się. Jarosław Kaczyński, w typowym dla siebie gomułkowskim stylu, wykrzyczał, że „jest zdecydowana grupa osób”, która popiera jego wizję świata. Wszyscy „możemy być pewni”, że IV RP powstanie. Prędzej czy później. Chciałbym zakrzyknąć za profesorem Safjanem: nie zgadam się na takie herezje!

W samorządowym plebiscycie Polacy pokazali pisowi żółtą kartkę. Takie są fakty, choć bracia i ich zaplecze nie chcą o tym słyszeć. Wyborcy uznali, że entremets a la Giertych z Lepperem mogą być zbyt nieświeże, żeby je zamawiać. Przystawki zjadł więc prezes. Naiwnie wierzę, że wybierani zrozumieją wezwanie wybierających: czas na wnioski.

Także dla Platformy Obywatelskiej, która powoli będzie musiała się sprawdzić. Mówią o niej „lepszy pis”, co u mnie wywołuje dreszczyk wstrętu. Boję się, żeby nie było jak we wróżbie króla internetu Krzysztofa Kononowicza - żeby „nie było niczego”.



11 listopada 2006



Na koncu tej drogi spoglada sie na wszystko z wysokosci
ponad 2500 metrow. Ma sie tam poczucie wygranej, milego spelnienia.
Poczatek jednak, jak zawsze, przeraza...

07 listopada 2006

Warto uczyć rozmawiać...

Nuda - mówią wszyscy święci polskiej polityki o samorządowej
kampanii. Cóż za odkrycie, panowie! Już dawno przestaliście bawić, nawet samych siebie. Teraz, przed wyborczą niedzielą, trzeba się mocno trzymać, żeby nie oszaleć ze szczęścia, które się nam wmawia.

Dla zrozumienia choćby ostatnich wynurzeń ministra Giertycha, wystarczy sparafrazować słowa Marka Edelmana, że „polityk to coś wyjątkowo paskudnego“. Uczniom szczególnie polecam, bo to oni są najbardziej narażeni na zwierzenia swojego pryncypała.

Roman Giertych cynicznie gra na uczuciach. Głuchy na oburzenie uczniów, rodziców i nauczycieli gdańskiego gimnazjum, w którym koledzy molestowali Anię, pojechał do jej klasy reklamować swoją receptę na zło w szkole. Mnie to żenuje i zniesmacza ale, widać, minister ma grubszą skórę.

Tylko tacy demagodzy jak Giertych są w stanie głosić, że demokracja w szkole jest nieporozumieniem. „To tak, jakby w wojsku żołnierz wybierał sobie rodzaj działań bojowych" – mówił szef MEN nauczycielom. Bzdura. Szkolny budynek to nie koszary! Panu zwyczajnie brakuje zdrowego rozsądku, ministrze. Celnie to ujął Jerzy Owsiak. W TVN24 mówił Monice Olejnik, że Giertych włożył w szkołę „kij nasączony polityką”, a to nie wróży mu wygranej w starciu z młodymi.

Od kilku dni Giertych jeździ od szkoły do szkoły w podwójnej roli: ministra i szefa marginalizowanej w sondażach partii. Wie, że im głośniej i ostrzej krzyknie, tym większa nadzieja na lepszy wyborczy wynik. Kłopot w tym, że sypie pomysłami zbyt często żeby się nad wszystkimi zastanowić.

Zakaz komórkowy, nakaz mundurkowy to są plany szalone. Dlaczego z taką samą stanowczością i częstotliwością nie powtarza: nauczmy młodych Polaków rozmawiać? To oczywiste - sam tego nie potrafi.

03 listopada 2006

Tylko pełna buzia

Ponoć nie wolno już robić premierowi Kaczyńskiemu zdjęć z boczku.

Nakaz wydano w czwartek, tuż przed jego konferencją prasową.
Rzecznik przekonywał, że „nie ma potrzeby robienia zdjęć premierowi z profilu”.

Ponieważ reporterzy, z natury złośliwi, mogliby sobie nic nie zrobić z nowego nakazu, w salce konferencyjnej ustawiono specjalną barierkę, dodatkowo przestrzegania zakazu pilnują ludzie z biura prasowego.

Mam wrażenie, że piarowcy premiera robią mu krzywdę. Chyba nie usłyszeli jak mówił, że „w mediach wygląda jak wysoki blondyn”. Takiego najlepiej podziwiać en face.

Żałuję tych zmian, bo najbardziej lubię szefa rządu kiedy odsłania prawe ucho. Rozumiem jednak, że te zabiegi mają go odróżnić od brata.