29 maja 2007

Papież nie ma jednego imienia

Zadzwonił domofon. – Dzieńńń dobry, ossstrzenie narzędzi, wykonnnuję to na korytarzu – zająkał ktoś. Podziękowałem. Wystarczająco ostro jest dziś w naszym państwie, nie chcę zaostrzać sytuacji jeszcze u siebie w domu. Mam wrażenie, że Sze(ry)fowie IV RP trawestują znany telewizyjny slogan i ślą w kraj sygnał: koniec grzecznego państwa!

Strajkują lekarze, być może będą protestować pielęgniarki, przerywają pracę nauczyciele, kolejarze kombinują czy by nie zatrzymać pociągów, oburzają się sędziowie, bo ich władza poniewiera. Państwo krzyczy do nich: nie ma i nie będzie w tym kraju świętych krów! Zgadzam się, pod warunkiem, że przykład będzie szedł z góry. A nie idzie.

Giertych zamiast z nauczycielami rozmawia z lekarzami, Kaczyńscy nie gadają z nikim, bo kto to widział, żeby protestować przeciwko taaakiej władzy. Ślepa wiara w autorytet urzędu, w kraju gdzie autorytety są na wagę złota, bywa zgubna. Prowadzi do nieuzasadnionej dumy z samego faktu istnienia na urzędzie. Skrajnie mentorski ton władzy jest wyjątkowo ciężkostrawny, szczególnie w warunkach konfliktu. A wojenna retoryka i militarna mentalność to są dwie najbardziej rozpoznawalne w świecie cechy współczesnej Polski.

Jedna z posłanek PiS uznała publicznie, że lekarze nie powinni się dziwić, że nie rozmawia z nimi premier, bo to tak, jakby chcieli rozmawiać z papieżem. Mnie przekonała, nie wiem co na to Watykan.

15 maja 2007

Alfa i omega to On

Oburzające są te ciągłe ataki na premiera. Że kpi sobie z prawa, że się sędziom podporządkować nie daje, że wymazuje jeden autorytet za drugim, że w jednej chwili z bohatera robi zdrajcę. Z trudem, niestety, przebijają się głosy rozsądku, że szef rządu powinien być noszony na rękach za to, że się kulom Trybunału nie kłania. Że jako pierwszy (choć nie jedyny) potrafi zakrzyknąć: nie będzie Stępień pluł mi w twarz!

Wyznawcy anty-lustracyjnego frontu, zachęceni śmiałym orzeczeniem TK, znów wysoko podnieśli głowy. Dostali prezent od losu – mają podstawę by kpić z reformatorów. Biskup Pieronek nagle ogłasza, że przestrzeganie złego prawa jest złem samym w sobie. Profesor Zoll zarzuca szefom IV RP, że nie dorośli do pełnionych przez siebie funkcji w państwie.

O tym kto osiągnął pełnoletność zadecyduje premier, podobnie jak o tym czy Trybunał wydał dobry wyrok, czy gorszego wydać nie mógł. To premier puści w ruch maszyny drukarskie, lub je powstrzyma. To on niezwłocznie (a jakże) otworzy archiwa IPN i to on ustali, co to znaczy na oścież.

Oponenci zamiast kręcić nosem powinni bić brawo premierowi. Nie ma w Polsce drugiego takiego człowieka (celowe zaokrąglenie), który wywołuje tyle emocji. Tylko on jest gwarantem, że nie ma rzeczy niemożliwych, że ściana, do której dochodzimy może się przesuwać, przesuwać, przesuwać…

Przepraszam Czytelników, to państwo wezwali tych panów z białym fartuchem w rękach, którzy stoją za moimi drzwiami?

08 maja 2007

Zakochany Edgar

Przepraszam, jeśli zbyt rozmazany będzie fragment mego listu. Oglądam kątem oka „uroczystą nominację“ Przemysława Gosiewskiego na wicepremiera. Niezwykle wzruszający obraz: pan awansuje swojego giermka za wierność w miłości. Sypią się potrójne całusy, gratulacje, uściski dłoni. Boże, dziękuję, że choć nie zasłużyłem mogę uczestniczyć w tym politycznym przełomie!

I to zaraz po majówce. Wypoczęty mam siłę przeżywać tę radość z zaciśniętymi kciukami. Odpływam! Czuję się jak koledzy wicepremiera Gosiewskiego, którzy przed długim weekendem zdążyli zaśpiewać w sejmowym hotelu „oto jest dzień, który dał nam Pan“. Kicz? Standard raczej.

Patrząc na Zakopane w dłuuugi majowy weekend nie mogłem się powstrzymać od wrażenia, że Polacy to masochiści. Ciasna do bólu mieścina jest postrzegana przez większość za szczyt ich podróżniczych możliwości. Widziałem Krupówki, mogę umierać – myśli wielu z nich. Męczyli się odpoczywając.

Ale nie próżnowała także władza najwyższa. Prezydent z okazji 3 maja łajał Trybunał Konstytucyjny, Marszałek Sejmu zapowiadał dzielenie dziennikarzy w Sejmie na wybitnych, mniej wybitnych i wybitnie niewybitnych. Ma być w Sejmie jak drzewiej w Rzymie: patrycjusze, ekwici i plebejusze. Wszystko po to, żeby – jak mówi Dorn – udrożnić główne ciągi komunikacyjne.

Jak zanotował w „Lapidarium VI” Ryszard Kapuściński w czasach, z których marszałek zamierza czerpać wzorce najważniejszą normą etyczną było poczucie właściwej miary – sofrosyne. To złoty środek, zdrowy rozsądek, umiar, powściągliwość. Nie wierze, że marszałek nie zna tego pojęcia. Wystarczy zastosować.