25 października 2005

Prawie jak prezydent

Czy można się obrazić na swój kraj? Tak po prostu powiedzieć mu: mam dość twojego kołtuństwa, zaściankowości, miernoty. Zwrócić się do większości z wyrzutem: męczy mnie wasze ograniczone postrzeganie świata, drażni, że decydujecie za mnie w bardzo ważnych sprawach, że jesteście zwykłymi tchórzami. Czy można ogłosić: wypisuję się z tego siermiężnego społeczeństwa, nie chcę mieć z wami nic wspólnego, żegnam?

Pytam, bo gdzie się nie rozejrzę słyszę: to niemożliwe, dramat, szlag by to trafił. Jest tak pewnie dlatego, że "mniejsze zło", które wybrali moi znajomi, wygrało właśnie w dużych miastach, wśród ludzi bardziej wykształconych, którzy albo już mają się dobrze w swoim kraju, albo z racji młodego wieku i posiadanej wiedzy czują, że najlepsze dopiero przed nimi. Oni się sparzyli. Ich zawiedzione nadzieje na długo zostały przetrącone. Bardzo skuteczna większość (mówię li tylko o tych, którzy w ogóle ruszyli się z domu) w kompletnym amoku i zaślepieniu zafundowała nam rządy jednej, zakompleksionej, zatrwardziałej, posłusznej sobie wzajemnie rodziny.

Nie mówię, że Tusk był świetny, a Kaczyński do bani. Gdyby podział był tak prosty, wynik może byłby inny. Tusk, szczególnie pod koniec, odpuścił. Dał sobie zrobić fatalne zdjęcie na afisz, przestawał mieć cokolwiek do powiedzenia poza "Polska będzie naszym wspólnym domem", mówił nazbyt patetycznie, aż zmuszał do sięgania po rezerwy cierpliwości. Tak, Tusk nie był mistrzem. Chodzi o to, że Lech Kaczyński tym bardziej nie był godzien wygranej.

Nie może - inaczej - nie powinien, być prezydentem Polski ten, który zanim zacznie zdanie wydaje z siebie niekontrolowane dźwięki, niczym niemowle zachłystujące się możliwością otwierania ust, który nie ma elementarnej ogłady, któremu brakuje dystansu do świata, do siebie, do przeciwników. Wreszcie nie powinien być prezydentem Polski ten, który chodzi na sznurku równie mocno zaślepionego brata, pseudoduchownego Rydzyka oraz właściciela partii - samoobrony przed wierzycielami. Lepper sam zresztą przyznał, że Kaczyński "dzięki nam wygrał wybory prezydenckie". Coż, prawie jak prezydent, a prawie robi kolosalną różnicę.

Profesor Władysław Bartoszewski pocieszał przegranych, że "prezydent nie rządzi". Zgoda panie profesorze ale w polskiej sytuacji sprawa się komplikuje, bo na oczach i uszach świata, w poważnym tonie, zwycięzca zakomenderował: "Panie prezesie, melduję wykonanie zadania". Brat z Pałacu ogłosił bratu z Sejmu, że jest do usług. I to, w całym tym prezydenckim zamieszaniu, było największym nieszczęściem. A teraz stało się faktem - skupienie pełni władzy w kraju w rękach jednej rodziny, ludzi którzy pokazali, że są gotowi wyprzedać wolność ogółu dla sukcesu jednostki.

Ojciec dyrektor z Antyradia, Michał Figurski, przywitał ponoć słuchaczy czułym zdaniem: "w zaistniałej sytuacji, przed ciężkim okresem jaki czeka Polaków przez następne pięć lat, chciałbym się z Państwem podzielić moją głęboką refleksją - k u r w a m a ć". Miejmy nadzieję, że bardzo źle nie będzie. Jak mówią śmierć zamyka oczy nieboszczykom i otwiera żywym. Liczę na to.

23 października 2005

Wstyd

Lech Kaczyński od Kazimierza Wielkiego różni się nie tylko wzrostem. Choć do końca pewny nie jestem.

Ten drugi zostawił Polskę murowaną, pierwszy powróci do siermiężnych korzeni.

Aż strach przypominać sobie, że chciała tego większość tych, którzy wyszli w niedzielę z domu. Jacy wyborcy, taki wybrany.

20 października 2005


Umowmy sie, ze to bedzie tydzien bez pisemnych zwierzen. Niech to bedzie tydzien obrazow jesieni. Pozdrawiam. Autor

17 października 2005


Jesien w Gorach Sowich. Jaka jest, kazdy widzi...

12 października 2005

Holendrzy, prosimy o jeszcze!

Wygląda na to, że cała nadzieja w Holendrach. Dotąd panowie "van" pomogli jedynie naszym piłkarzom, ale jakby ich poprosić o wsparcie reszty? Żeby zastąpili choć część z połowy Polaków, którym nie chciało się ruszyć w niedzielę z domu. Żeby zrobili taki mały pomarańczowy pochodzik do urn.

Ja, niżej podpisany, proszę wyluzowany naród holenderski: pomóżcie też polskim piekarzom, lekarzom, uczniom, studentom, bezrobotnym i emerytom. A co tam, pomóżcie też alkoholikom z mojej okolicy i wiecznie strzykającym złością ekspedientkom z mojego spożywczego. Pomóżcie nam wybrać w miarę poważnego prezydenta.

Sam do końca nie wiem czym w polskich warunkach może być ten "poważny prezydent", ale kiedy z dwunastki zrobiła sie dwójka, chyba prościej o decyzję. Mówią, że tak mało nas głosuje, bo ludzie mają gdzieś (tak, właśnie tam) politykę i polityków. Myślę, że to po prostu bardzo wygodne tłumaczenie, pewnie tak stare, jak sama demokracja. I choć powoli tracę nadzieję, że w kraju, w którym najbardziej poczytnym tygodnikiem jest "Tele Tydzień", można się wyzbyć politycznego malkontenctwa, dostrzegam szansę na zmianę podejścia maruderów do życia. Znalazłem ją przypadkiem, w autobusie, bujając się nad czwartą częścią "Lapidarium" Ryszarda Kapuścińskiego.

Mistrz pisze tak: "Ci, którzy dyskutują o chamstwie, mają szczere intencje, ale zbyt wiele złudzeń. Rzecz bowiem w tym, że cham tych dyskusji nie śledzi, a przede wszystkim nie wie, że jest chamem, więc gdyby nawet - płonne marzenie - coś o chamstwie przeczytał - nie weźmie tego do siebie!". Dalej Kapuściński pokazuje ten problem szerzej. Pisze o tym jak jednostka (cham i nie-cham) funkcjonuje w zbiorowości (chamskiej i nie-chamskiej). "Każde społeczeństwo to dwa i więcej społeczeństw, między którymi komunikacja jest znikoma, a często - żadna. W jednym środowisku może krążyć wymiana opinii, poglądów i myśli, o czym inna społeczność może nic nie wiedzieć i nawet tego nie pragnąć."

Inteligencji Czytelników pozostawiam rozstrzyganie kto tu gra rolę chama, czy raczej chamów. Proszę jedynie, żeby - z pomocą Holendrów czy bez - nie ogladać się na... na... właśnie na nich i wybrać. Zdecydować tak, żebyśmy powoli zbliżali się do ideału kiedy nie trzeba wybierać między mniejszym a większym złem.*

* Autor zdaje sobie sprawę, że jest w tym momencie naiwnym idiotą, ale - mając w pamięci poniedziałkowy Światowy Dzień Zdrowia Psychicznego - proszę mu wybaczyć.

09 października 2005


Zdjecie pozbawione podpisu ale... no wlasnie, pelne kolorow.

04 października 2005

Poboczna kampania

Boże, ten znowu o polityce. Cóż poradzić, taką mamy jesień, że nawet na wysypiskach śmieci trwa kampania wyborcza. Choć w polskich warunkach te słowa są mocno naciągane, bo co to za kampania kiedy dwie prezydenckie maskotki zamiast z wyborcami rozmawiają przez kamery z konkurentami. Przecież Donald, choćby nie wiem jak się naprężał, nie przekona do siebie Lecha, i odwrotnie. To nas powinni uświadamiać. O swojej przewadze - jeśli jest, o racji - jeśli ją mają, o wizji - jeśli posiadają.

Plakaty i hasła zostawcie margarynom. Żeby was kupić potrzeba nam większej wiedzy niż daje reklamowy slogan. Nic nikomu po haśle: "Prezydent IV Rzeczypospolitej, Lech Kaczyński", bo wszyscy widzą czym się skończyła zabawa w premiera, nim jeszcze nastała ta nowa era. Namaszczono "pana nikt", z kanałów wyszli asystenci braci, powracają upiory z czasów przed Millerem. Ponoć to tylko uchylone drzwi do nowej Rzeczypospolitej, na "roścież" (cytuję za kandydatem PiS) ma je otworzyć dopiero prezydent Kaczyński. Próbka niezłych możliwości, jak na kilka dni od wyborów.

Na sterowanej przez Donalda Tuska Platformie mniej wesoło. Sejm oddany kupką głosów, w partii zdumienie, lament i niepozbieranie. Nie ma komu reagować na zaczepki pis-populistów i Polactwa pod szyldem Radia Maryja. Wyznawcy braci mnożą podszczypki, kopniaki, rozmazywanie błota. Odpowiedź z Gdańska nadchodzi marna. Skutek? Polacy pozwalają Kaczyńskiemu dogonić Tuska w sondażach. Słyszą więc nowe hasło: "Będziemy dumni z Polski". Jak tym razem zareagują? Boję się, że machną ręką. Będzie druga tura, a w niej obaj panowie łeb w łeb.

To "boję się" nie powinno brzmieć jak "Boże, zabierz Kaczyńskiego", raczej "daj nam kogoś trzeciego". Tylko, że na modlitwy chyba ciut za późno, a do sierpniowej pielgrzymki za daleko. Zostaje czekać na kolejne dni, szczególnie po pierwszej turze. Mam nadzieję, że kiedy dla wszystkich stanie się jasne, że albo wóz, albo przewóz zacznie się prawdziwa walka - na wszystko, a więc także naprawdę na prawdę.

Oto mój program "3 razy niech", od realizacji którego uzależniam udział w głosowaniu. Po pierwsze "niech" - niech ktoś zawsze denerwuje Tuska przed publiczną wypowiedzią, będzie konkretniej, szczerzej, prawdziwiej, żartobliwiej. Po drugie "niech" - niech się Kaczyński szybciej zbiera w sobie, bo nawet jeśli ma rację, nikt nie ma cierpliwości czekać do kropki. I po trzecie "niech" - niech obaj nie mówią do siebie per "przyjaciele z PiS lub PO", bo to pojęcie w polityce nieznane.

Na koniec życzę w tych dniach Szanownym Czytelnikom pojedynków dwóch mężczyzn, a nie laleczek sztabowców, którzy sami znudzeni swoim słownym rozmemłaniem albo nas do siebie przekonają, albo u nas ostatecznie przegrają.


Za tym zakretem sa dwie najblizsze niedziele. Az strach isc dalej.