Nowi Kiepscy
Byłem w myjni na krańcu Polski. Niby nic ciekawego: zwinięty na zawsze asfalt, zawracające nad głową ptaki, jeden jedyny sklep z mydłem i powidłem, kilka domów z pokojami dla zmęczonych życiem i... Ukraina. Ale jak skutecznie wymywają tam współczesne troski! Ani grama polityki, śladowe ilości radia i telewizji oraz kompletny brak lamp ulicznych. Jak mówi moja babcia "trzeba chodzić spać z kurami". Te państwa uśmiechy pod nosem są niepotrzebne, bo Wołosate wcale nie jest miejscem z największym przyrostem naturalnym w Polsce. Jest za to proste, prawdziwe i zaradne jak mało które.
Jedyną radością kończących się wakacji jest nadzieja, że wracamy do zmienionego, odświeżonego świata. Że chociaż przez chwilę będzie pachniało nowością. Zazwyczaj okazuje się, że to g... prawda. Jak już jesteśmy w domu, to co nam szkodzi pstryknąć ten telewizor. Ekran się zapala i czar pryska. Gęby migają te same, żadnych nowych bohaterów, nawet słownictwo nie odkurzone.
Jedyna zauważalna zmiana to grubość warstwy błota, które przylgnęło do marynarki Cimoszewicza. Ponoć Eduardo Mendoza w "Przygodach fryzjera damskiego" pyta retorycznie: "Kogo może zainteresować oszukańcza przeszłość polityka, kiedy teraźniejszość całkowicie wystarczy, by go skompromitować?". Racja. Kogo kręci rzekomy przekręt Cimoszewicza z akcjami sprzed lat, skoro dziś nie umie odpowiedzieć jak facet na pytanie dziennikarza o stosunki (nie mylić ze stosunkami) z Jarucką. Mistrz Woyciechowski mawiał, że nie ma głupich pytań, są tylko głupie odpowiedzi. To też się przez lata nie zmieniło. Z tego, co słyszę trochę żywiej jest poza polityką. Ponoć w Polsacie od czwartku nowy program "Co z tą rodziną?", w którym Tomasz Lis ma przepytywać na tę okoliczność swoją żonę Kingę. Czekam w napięciu.
Wołosate jest ostatnią polską wioską na południowym-wschodzie kraju, leżącą sześć kilometrów od Ustrzyk Górnych. Dlatego ostrzegam lojalnie polityków: w takich okolicznościach przyrody jedynie kłopoty rodzinne Lisa mogą liczyć na zainteresowanie mieszkańców. Dorośli mają tam trzydzieści kilometrów do poczty i banku, dzieci tyle samo do szkoły. Poza sezonem autobus to rarytas. Dlatego kiedy gaśnie słońce (a było go tego lata jak na lekarstwo), ludziom zostaje telewizja.
Smutni panowie w garniturach, nigdy w uchylonych drzwiach do pokoju moich gospodarzy nie widziałem w telewizorze waszych twarzy. Przegrywaliście zarówno z "Pensjonatem pod różą", jak i "Rozmowami w toku". Miejsca mógłby wam ustąpić jedynie "Świat według kiepskich", gdyby nie zniknął z ramówki. Ale słyszałem, że kręcicie nowe odcinki.