29 października 2006
24 października 2006
Dość ładowania!
Może czas z tym skończyć? Zamienić krytykę na zachwyt? Dać się przekonać władzy, że rzeczywiście jej obecność ma mnie przepełniać dumą, a nie wstrętem. Rok czekałem aż takie uczucie samo do mnie przyjdzie. Nie przyszło. Przysłał je dopiero pan Piotr.
Zdegustowany czytelnik napisał: „już sam początek tekstu autorstwa Jarosława Kuźniara jest obraźliwy. Rozumiem: wolność słowa i te rzeczy (…). Czyżby "ładowanie" w obóz rządzący w Polsce zostało zlecone również redakcji RNL?”. (www.radionewsletter.pl – to portal dla ludzi radia)
Szanowny panie Piotrze, trzymajmy się faktów. Cóż obraźliwego wyczytał Pan w stwierdzeniu, że „bratanie się na powrót z Lepperem to nie kretyński żart, ale dowód, że Kaczyńskim brak honoru”? Nie ma tu krzty kłamstwa. Chyba, że przyjmiemy Pańską – jak rozumiem – argumentację, że błyskawiczna rehabilitacja warchoła jest czymś naturalnym. Że współczesna polityka słusznie koncentruje się na opluwaniu przeciwnika i wycieraniu własnych plwocin, gdy tylko trzeba przemienić go w sprzymierzeńca. Mnie się to nie podoba i o tym pisałem.
Ale zastanawiam się bardzo poważnie nad drugim zdaniem z Pańskiego listu. Bo ileż można „ładować”, jak Pan to zgrabnie ujął, w obóz rządzący? Rok, kadencję całą? A może zwyczajnie – zawsze jeśli się obiektywnie należy? Tak właśnie staram się robić. Ale zdradzę Panu, że opozycja (cała, bez wyjątku) też mnie mierzi. Jest skrajnie nieruchawa, nie wiem nawet czy w tym swoim nicnierobieniu nie szkodzi krajowi bardziej niż koalicja.
Panie Piotrze, z każdą władzą jest jak ze Słowackim - jak ma zachwycać, kiedy nie zachwyca?!
22 października 2006
Wieś duck
Czy wszystkie wystąpienia premiera Kaczyńskiego muszą być gomułkowskie w ekspresji i treści? Nie muszą, ale są.
Skrajnie spięty wystąpił w ostatnim orędziu, tuż po tym jak przy księżycu zrehabilitował Leppera. Można zrozumieć – nikt nie lubi wychodzić na idiotę. Ale żeby w niedzielę, na lubelskiej wsi nie dać się porwać zapachowi rosołu z kaczki?
Premier pytał gospodarza, co ten trzyma w stodole. – Słomę - usłyszał w zdziwionej odpowiedzi. Obciach jest wpisany w naturę pisu.
18 października 2006
Śmiesznie?
Najprościej byłoby uznać to za kretyński żart. Ale to jest zwyczajnie dowód, że Kaczyńskim brak honoru. Bratanie się na powrót z Lepperem, to jakby uznać warchoła za biskupa. Dotąd wydawało mi się, że bracia „władza“ są mistrzami jedynie w zaprzeczaniu polskiej rzeczywistości, ale z nimi jest znacznie lepiej! Jako jedyni obalili słynne twierdzenie Heraklita z Efezu o niepowtarzalności wchodzenia do tej samej rzeki.
Myślą Państwo, że komuś tam jest wstyd, że historia tak beznadziejnie się powtarza? Skoro namaszcza się Leppera w nocy i bez kamer, to kac być musi, ale kto się do tego przyzna. Mnie argument, że „to wszystko dla dobra Polski“ kompletnie nie przekonuje. Wolałbym szczersze wyznanie, że „władzy raz zdobytej nie oddamy“. Rozumiałbym wtedy więcej i mniej się przejmował podpoziomem reprezentujących mnie urzędników.
Bohaterka „Śniadania u Tiffany‘ego“ dziwiła się, że ludzie myślą o gwiazdach filmowych „wielkie osobowości“, a tymczasem w tym wszystkim chodzi o to, żeby nie mieć żadnej osobowości. Nie widzę różnicy między gwiazdą filmową a politykiem.
Bardzo dobrze, że to w Polsce zaczyna się na nowo dyskusja o wyższości kreacjonizmu nad ewolucją. Nikt lepiej niż politycy znad Wisły nie pokaże światu kierunku, z którego przed laty przyszliśmy.
10 października 2006
Rozmnażajmy się
Dowcip mówi, że kiedy Jarosław Kaczyński wchodzi na salę to krzesła zaczynają się kłócić. Ja nie śmiem się śmiać, bo mnie ta wojna polsko-polska pod flagą biało-czerwoną już nie bawi. Krótko żyję ale takiego zaangażowania Polaków w politykę nie widziałem, nie słyszałem tak rozemocjonowanych dyskusji. Dwa sztucznie stworzone „obozy“ obywateli okopały się po obu stronach Rowu Polskiego, który wymyśliłem sobie przed tygodniem.
W całym tym politycznym zgiełku nie mamy do czynienia z faktami ale, jak ocenia filozof Barbara Skarga, ze zwykłą demagogią. „Demagog wskazuje ludowi wroga, bo każdy demagog musi mieć wroga. Rzuca więc oskarżenia przeciwko wszystkim, których za niebezpiecznych dla siebie uznaje, i woła, że lud ich sądzić powinien, co lud na ogół nader chętnie przyjmuje”, pisze pani profesor. Jedną z charakterystycznych cech języka demagogii jest uderzanie w zamożnych i mądrych, czyli tych, którym zazwyczaj lud zazdrości. Zamiast korzystać z wiedzy i doświadczenia łże-elit, aktualna, przesiąknięta kompleksami władza robi wszystko, żeby wykształciuchów trzymać z dala od państwa. Właśnie na takich emocjach gra premier, właśnie do takich ludzi kierował swoje słowa na wiecach w Gdańsku i Warszawie.
Na stołecznych marszach spotkały się co najmniej trzy Polski. Okrzyk „tu jest Polska!“ wydali z siebie zarówo Kaczyński, Tusk, jak i Giertych. Każdy dostał brawa. Pierwszy głównie od słuchaczy Radia Maryja wyjątkowo impregnowanych na argumenty, trzeciego nagrodzili ci, którzy nie zdążyli na wiec rządowy, czy
anty-pokemonowy, jak kto woli, z tymi, którzy klaskali dla Tuska mam największy problem. Bo to chyba nie byli tylko zwolennicy PO, ale wszyscy ci, którzy chcieli krzyknąć na władzę: rzuć broń i do roboty!
Żeby była jasność, nie mam nic przeciwko przewodniemu hasłu współczesnej ekipy, czyli niszczeniu toksycznych układów. Cały problem w sposobie, którego tym ludziom brakuje. Izabella Cywińska mówiła niedawno w TVN 24, że takiej nienawiści w Polsce jeszcze nie widziała. Według niej „sytuacja jest tak eskstremalna“, że musi się urodzić „coś trzeciego“.
Moim marzeniem jest kategoria obywateli, którzy oduczą się olewać państwo, ludzi odczyszczonych z peerelowskiej ignorancji dla wspólnoty. Nadzieja w nowym pokoleniu, słowem: idźmy i rozmnażajmy się.
08 października 2006
06 października 2006
Módlcie się
W sobotę w Warszawie marszów rozmnożenie. Łatwiej napisać kto nie przyjdzie demonstrować swojego zadowolenia lub zakurwienia.
Oto czytam, że na wiec pisu przed Pałacem Kultury mają przyjechać słuchacze Radia Maryja. Rydzyk (przepraszam ale „ojciec” nie przechodzi mi przez usta) wzywał tymi słowy: siódmego października jest Matki Bożej Różańcowej. Idźcie z różańcem, katolicy, nie bójcie się”.
Jestem za! Idźcie i módlcie się o rozum dla bohaterów waszej bajki.
05 października 2006
02 października 2006
Ja, ZOMOwiec
W mieście, w którym zabieram się za pisanie jesień zaczyna się najpiękniej jak umie. Bałtyk jest wprawdzie zimny jak diabli, ale przecież pierwsze październikowe zapisy do klubu morsa nie są obowiązkowe. Ludzie wokół mówią, że cały miesiąc taki ma być; dość ciepły, dość słoneczny, w sam raz do leżenia na piachu przy molo.
Sopot, co tam, całe Trójmiasto, oblepione jest plakatami Tuska i niedookreślonym hasłem „RAZEM“. I, choć natężenie tej kampanii przebija tylko ilość piasku na plaży, boję się, że nie będzie skuteczna. Zresztą żadna reklama opozycji nie jest tak dobra, jak antyzachęta w wykonaniu naczelnego wodza pisu. Gotów jestem zapłacić, żeby premier nie przestawał mówić (choć, kiedy spłaszcza samogłoski na końcu wyrazów, rozlega się raczej miauczenie niż mowa).
Wydawać by się mogło, że po tak gorącym politycznym tygodniu, weekend to czas luźnej rozmowy o tym, jak szybko i jak prosto mnisi z Żoliborza dali się ograć, ale gdzie tam. Obok mnie, na plaży przed Grand Hotelem, bogaci państwo rozmawiali o garniturach bossa za 150 euro na przecenie w Niemczech, wyprzedażach dziecięcych ubrań w benettonie i leczeniu piłkarskiej kontuzji u „najlepszego specjalisty w Polsce“, który bierze sto złotych za dzień, a cała rehabilitacja trwa pięć miesięcy. Obok bardzo przystojna, heteroseksualna para, gnoiła młodą kelnerkę, bo w ostatnim dniu sezonu śmiał skończyć się syrop kokosowy do ich ulubionego drinka. Ani słowa o polityce.
Siedzieliśmy tak wszyscy w błogiej nieświadomości, że oto po naszej prawej stronie, gdzieś wśród stoczniowych żurawi Kaczyński z Kurskim, pogłębiają Rów Polski. Rów Polski jest o wiele młodszy od Rowu Mariańskiego, ale przykrywa go skutecznie. Chyba nikt z rozsądnej większości Polaków nie podejrzewał, że po szesnastu latach będzie dumny stojąc po stronie zomowców.
W swoim stoczniowym orędziu w Gdańsku do rodzin Radia Maryja premier krzyczał, że nie ma za sobą wielkich pieniędzy ale ma przekonanie o swojej racji. Szkoda, że, zwyczajnie, nie ma racji.